Saturday 20 July 2019

Cortina 2019/06

Post z Cortiny 2018  kończy się "fajnie by było wrócić i zrobić 120km". I tak po roku wracamy do Cortiny d’Ampezzo we włoskich Dolomitach na kolejny ultramaraton. Tym razem startuje troje zawodników, co oznacza trzy razy więcej zamieszania, klaskania i logistyki.


W środę (tuż przed północą) dojeżdżamy do Cortiny, parkujemy i wskakujemy do łóżek.

Czwartek rano - śniadanie, a potem pytanie: co robimy? Jak to co? Idziemy odebrać numery i na kawę… I tak jakoś szybko mija nam dzień, który kończymy w pizzerii zamawiając… pizzę oraz…partyjką golfa na dobre trawienie.







Piątek jest dniem chaosu, gdyż wszyscy troje startują, ale każdy o innej porze i na innym dystansie.

Uma rusza do boju o godz. 9.00, by zmierzyć się z 48-kilometrową trasą.




Ryś startuje o 11.00. Dystans 1200 m pokonuje szybciutko, no bo trzeba jechać poprzybijać piątki i pokibicować Umie.












Więc szybciuteńko zbieramy się i ruszamy na przepak do Rif. Col Gallina na 25 km trasy. W spiekocie 36 stopni, Ryś dzielnie przybija piątki do momentu, gdy, po 4:12 godz. od momentu startu, pojawia się Uma , .


W dobrym stanie, aczkolwiek później niż oczekiwaliśmy.

Wracamy do Cortiny, gdzie, tuż przed 18.00, linię mety przekracza Uma. Na duże celebracje nie ma czasu, bo pozostał Słoń, który ma start o 23.00, a jeszcze trzeba znaleźć coś do zjedzenia i małą drzemkę przydałoby się uciąć.


Punktualnie o 23.00 pełen-entuzjazmu-zawodnik-nr-3-Słoń wybiega na pokonanie 120 km, a reszta ekipy pada ze zmęczenia, marzy o łóżku i cieszy się, że hotel jest tak blisko startu.



Sobota. Wczesnym rankiem pobudka i kibice ruszają do Cimabanche na przepak ulokowany na 66 km trasy wypatrywać Słonia. Przybiega (na trasie już od 9 godzin i 54 minut). Wygląda OK. Zjada i rusza dalej.


Kolejny odcinek nie jest łatwy i mimo, że odległość stosunkowo mała, pokonanie jej zajmie parę godzin. Kibice jadą w kierunku kolejnego punktu odżywczego. W międzyczasie postanawiają wjechać kolejką linową Lagazuoi na 2752 m n.p.m. Widoki piękne i, chociaż to końcówka czerwca, na szlakach zalega sporo śniegu.











Col Gallina (97 km - 2057 m n.p.m. - na trasie 15 godzin i 28 minut)







Następny przepak w Passo Glau jest szybki (105 km - na trasie 17 godzin i 15 minut). Przyjeżdżamy. Słoń nadbiega. Je. Napełnia camelbacka i rusza dalej. 8 km od poprzedniego punktu nieźle go sponiewierało. Tak samo jak poprzedniego dnia zrobiło to z Umą. Jak team, to team!





Słoń wbiega na metę w stosunkowo dobrej formie kilka minut przed 19.00. Po prawie 20 godzinach spędzonych w górach, ma nawet siłę na wygłupy w hotelowym basenie.

Jednakże, na zjedzenie obiadu w przyhotelowej restauracji już ich brakuje. Cóż, potrzeba matką wydarzeń. Obiad przychodzi do hotelu.







Droga powrotna jest długa. Stoimy w korkach w temperaturze sięgającej 39 stopni, co nie należy do przyjemności. Na życzenie Rysia robimy mały detour do Neuschweinstain, zamku Ludwika II Wittelsbacha, który był inspiracją dla wytwórni Disneya przy tworzeniu własnej czołówki. Szczęście nam dopisuje, gdyż przyjeżdżamy tuż przed zamknięciem kas i załapujemy się na przedostatnie wejście do zamku.


Do Herzogenaurach docieramy przed północą. Choć senni, to szczęśliwi, że nie tylko każdy z zawodników ukończył swój bieg, ale że również zdołaliśmy odwiedzić Neuschweinstein. Teraz dwa tygodnie odpoczynku i następna wyprawa do szwajcarskiego Grindelwaldu.

Wyniki:
Uma: 8h55 (Cortina Trail: 48 km i 2600 m przewyższeń)
Ryś: bez pomiaru czasu, ale żwawo
Słonik: 19h53 (La Sportiva Lavaredo Ultra Trail: 121 km i 5770 m przewyższeń)