Wednesday 31 October 2018

Łemkowyna - 2018/10

Truchtając ze Słoniem (tym z mojej klasy licealnej) kilka lat temu, wyszedł temat Łemkowyny. Tej Łemkowyny, z której wywodzą się Chałupowie. Ów Słoń owego niedzielnego poranka opowiedział o 70-kilometrowym biegu, w którym jakiś czas wcześniej wziął udział. Pamiętam, że o błocie wspominał. W każdym bądź razie, tak urodził się temat.

W 2015 roku wzięliśmy udział w Biegu Rzeźnika, rok później – Rzeźniczku, a w 2018 postanowiliśmy spróbować swych sił w Łemkowynie: Słoń – w LUT-150, a Uma – w LUT-70. Tak się złożyło, że jeszcze kilku członków KB Goch podjęło podobną decyzję.


W ten oto sposób spotkaliśmy się październikowego wieczoru w Krynicy Zdroju, gdzie znajdowało się biuro zawodów, start LUT-150 i LUT-100, oraz zakwaterowani byli Ola z Michałem.

Cóż, szczerą rozmową Słonisia wyperswadowała Słonikowi start, tak więc ich wyjazd zyskał wymiar czysto turystyczny, ale stał się szansą na eksplorację dotychczas nieznanych miejsc w Beskidach i Bieszczadach. Z kolei Uma wespół z klubowiczami zakwaterowali się w Chyrowej, gdzie startował LUT-70.

Jesień 2018 można śmiało określić mianem złotej. Błoto (o którym Słoń z licealnej klasy wspominał) było niczym śnieg w Afryce. Slogan organizatorów JOIN THE MUDNESS! nie miał oparcia w faktach. Pogoda – śliczna. Niebo – bezchmurne. Temperatura – 24 stopnie. Widoki – niesamowite. Lasy – feeria kolorów. Połoniny – wysokie trawy falujące na wietrze. Atmosfera – niezapomniana.



Sobota. 7:00. Startuje LUT-70. Pierwsze 20 km idzie jak po grudzie. W końcu Iwonicz Zdrój, start LUT-48 i punkt odżywczy. Oj, nie chce się. Dobiega Rafał (LUT-70), trochę rozmawiamy i ruszamy. Poziom mocy ździebko wzrasta i kolejne 20 km do Puław Górnych (start LUT-30) jakoś mija. A tam NIESPODZIANKA!: Słonisia-z-ogarniętą-logistyką-punktu-odżywczego-i-pozostałej-części-trasy i Słoń-w-ekwipunku-gotowy-do-startu-start.


Ruszamy z punktu, by po 3-4 km minąć Bena (LUT-30) i Prezesa (LUT-30). Można śmiało powiedzieć, że kolejne 10 km polega na tym, że ja człapię, a Słonika roznosi energia, więc asystuje mi we wszystkich możliwych aspektach biegu.

Przybyszów. 55 km. Ostatni punkt odżywczy. A tam i Słonisia, i dobiega Prezes, i (ku mojemu zdziwieniu) Młody (LUT-70), który odjechał mi na 10 km trasy, i którego nie miałem nadziei dogonić.


Ostatnie 15 km do Komańczy, to piękne widoki, Słonik będący najlepszym współtowarzyszem i team memberem ever, liczne mijanki z Młodym, śliczna połonina, słońce chylące się ku zachodowi, klasztor sióstr nazaretanek (miejsce internowania kardynała Stefana Wyszyńskiego), meta.


Relacjonując Łemkowynę, Kurier Bytowski napisał, że na pokonanie LUT-70 Uma potrzebowała 9 godzin i 45 minut, a Słonik na trasie LUT-30 spędził 3 godziny i 51 minut.

Konkluzja Umy: „Wynudził się Słonik, ale był najlepszym team memberem, jakiego można sobie wymarzyć.”

Słońce zaszło, kolejni gochowicze dobiegali do mety, stolik w namiocie powiększał się, napoje gazowane mile uzupełniały utracone elektrolity, kapela zaczęła grać dziarskie ukraińskie kołomyjki. Tańce rozpoczęły się, ale, niestety, musieliśmy ruszać: Ola z Michałem – do Sanoka, a KB GOCH – najpierw do Iwonicza, gdzie Edek kończył LUT-100, i następnie – do Chyrowej, skąd w niedzielę rano wesoły bus ruszył z powrotem na północ.

Słonisia i Słonik nie byli pod presją czasu i spędzili kolejny dzień w urokliwych Bieszczadach...



No comments: