Sunday 20 January 2008

Australia - 1 tydzien (Polski)

Czwartek, 10 stycznia, ale spiekota w Melbourne, o 9 wieczorem ciagle 38 stopni. Brendon odebral nas z lotniska – nastepnego dnia mielismy razem wybrac sie na 3 dniowa wyprawe po gorach ale wybuchl tam pozar i pokrzyzowal nam plany. Zbytnio sie tym nie zmartwilismy i z przyjemnoscia przesiedzielismy caly piatek nie robiac nic i leniuchujac. W sobote wczesym rankiem wybralismy sie na 13km spacer do Steavenson Falls (kolo Merysville- 1.5godz od Melbourne) – piekne widoki, szlo sie przez las eukaliptusowy, pachnial pieknie.

z lewej: Richard, Brendon, Kathrine, Michal i Kay

W niedziele pozyczylismy rowery i jezdzilismy po Melbourne – a ze bylismy juz tam wczesniej wiec koncentrowalismy sie na miejscach, ktore znalismy.

W poniedzialek rano przyjechal Daniel, moj brat, ktory przyjechal do Australii na 4 tygodnie razem z ciocia. Rankiem poszlismy polazic po Melbourne a potem spedzilismy caly dzien ogladajac tenis – Australian Open.


We wtorek wynajelismy samochod i ruszylismy w droge, wzdluz Great Ocean Road – jedna z najbardziej uroczych drog na swiecie – 150km wzdluz oceanu, mnostwo malych pieknych plazy i miasteczek. Przy drodze zatrzymalismy sie by ogladac koale - do tej pory widzielismy je tylko w zoo, nigdy na wolnosci - pozycje w jakisch spia na eukaliptusach sa nie do opisania. Na noc zatrzymalismy sie na kampingu w Port Cambell – na obiad pizza i butelka wina na plazy pod rozgwiezdzonym niebem – pycha!!!





W srode pojechalismy do Grampians – gorzysty park narodowy, z mnostwem szlakow. Przyjechalismy po poludniu wiec skoncentrowalismy sie na zwiedzeniu musea o aborygenach i punktach widokowych. Kamping byl super – kangury skakaly wsrod namiotow a my mielismy warzywa z grila i oczywiscie czerwone wino. W czwartek wczesnych rankiem (jesli 9 rano mozna nazwac wczesnym rankiem) poszlismy sie wspiac na Pinacle szczyt – tylko 5km ale bardzo interesujace widoki – troche lasu, troche skalek ...



Potem ruszylismy w droge do Adelaide – 550km.

Nastepne 3 dni spedzilismy w Adelaide z ciociami, odwiedzajac kangury i koale oraz inne turystyczne atrakcje.


Michal probowal pograskac echindy (podobne do jezy) - nie byl to dobry pomysl, echinda sie napierzyly i pokula a Michala reka bolala przez reszte dnia

W niedziele Daniel i ciocia odlecialy do domu, z 2 dniowym postojem w Kuala Lumpur. Zrobilo sie pusto i cicho. My planujemy posiedziec w Adelaide przez tydzien a potem znow ruszyc w droge – nastepny postoj Perth.

1 comment:

EwaBK said...

Kochani, dzieki za 'australijskie" zdjecia oraz relacje z wycieczki po tym kontynencie. Widac, ze zdrowie /poza bolaca reka Michala/ i humory dopisuja, wiec niezle zapowiada sie kolejny etap podrozy. Powodzenia, usciski. m.