Tuesday 24 July 2018

Grossglockner – Austria – 2018-07

Tradycji stało się zadość i, w składzie powiększonym o Marysię, Agatę i Włodzia, ponownie ruszyliśmy na bieg górski.

Kaprun nie zmienił się przez ten rok nic a nic. Spokojne miasteczko, w nim chmara ultramaratończyków koncentrujących się przed biegiem, wiele rodzin arabskich biegiem niezainteresowanych, a wokół monumentalne Alpy.

Zakwaterowanie Ola wynalazła idealne (Pension Alpenrose) – dosłownie kilkadziesiąt metrów od linii startu i mety.


Tradycyjnie też wzięliśmy udział w sztafecie.

Słoń rozpoczynał, a Umicha przejmowała czipa w Kals. Niewielką modyfikacją była wcześniejsza godzina startu. W piątkowy wieczór, punktualnie o 22:00, uczestnicy GGUT-110 pomknęli uliczkami Kaprun w kierunku Fusch.


Pogoda była łaskawa, niebo – gwieździste, a temperatura – idealna. Gdy światełka setek czołówek zniknęły z pola widzenia, udaliśmy się do hotelu.

Pobudka, tradycyjnie, wczesna. Szybkie śniadanko, zapakowanie gratów do samochodu i pokonanie 80 km do Kals am Gloβglockner. Ten sam przepak, bardzo podobna pogoda i pytanie: Gdzie jest Słoń? Marysia przybijała piątki, temperatura wzrastała, a pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Aż wreszcie, tuż przed 9:30, pojawiła się charakterystyczna sylwetka. Troszkę góry potargały Słonika, ale ukończył szczęśliwie.


Umicha ruszyła niemalże natychmiast. Tym razem Vladimira nie było. Kilka osób z Polski opuszczało Kals w tym samym czasie. Troszkę wspólnie potruchtali, wymienili się wrażeniami, a potem każdy już swoim tempem kontynuował zmagania z trasą.

Prościej było niż w 2017 roku. Znajomość trasy, brak wypadków (Barbados) i kontuzji (łydka) w okresie poprzedzającym GGUT, plus dwa priorytety: 1. ukończyć; 2. zdobyć Kapruner Tӧrl bez przystanięcia choć na chwilę.

Karsler Tauern (pierwsze podejście) udało się zdobyć na tyle sprawnie, że ekipa dopingująca i team member nie zdążyła na przepak w Berghotel.




Kapruner Tӧrl (drugie podejście, które tak sponiewierało w 2017 r.) udało się zdobyć bez przysłowiowych rozmów z Bogiem. Potem jeszcze nieprzyjemne gruzowisko i kilka dupowań w głębokim śniegu na początek zejścia z KT, i już tylko przyjemny zbieg w dół w kierunku tamy i ostatniego punktu odżywczego. I dalej w dół, aż do przejścia łańcuchami nad przepaścią na 100 km. I dalej w dół, aż do wypłaszczenia kilka kilometrów przed metą. No i potem tradycyjna monotonia: łąka, ścieżki wijące się w przydrożnych krzakach i lesie, przejście przez jezdnię, krzaczory, jezdnia, krzaczory… No i w końcu Kaprun. Tym razem za dnia. Kilka minut po 19:00 i już na mecie. Wynik: 21 godzin i 7 minut.

Nowy rekord Klubu Biegacza GOCH! Szybciej o 105 minut względem 2017 r.

Co potem? Uzupełnienie płynów, prysznic, przejażdżka Alpine Coaster Maisiflitzer i pizza na koniec długiego dnia.

 
W niedzielny poranek pożegnaliśmy Alpenrose i pojechaliśmy do pobliskiego Zell am See. Pogoda bezchmurna, super ciepło, czyściutka woda Zeller See, trawka i schłodzone napoje gazowane. Jak to Słonik powiada: SIELANKA!!!




No comments: