Po 11-sto godzinnej jezdzie autobusem dotarlismy do Florianopolis – stolicy stanu Santa Catarina. Jest to wyspa/stan polaczona z ladem mostem. Miasto nie robi wrazenia – mimo, ze polozone jest nad oceanem to nie ma plazy a wzdluz wybrzeza biegnie ruchliwa dwupasmowka. Zawsze nam sie wydawalo, ze to tu odbywa sie Ironman ale okazalo sie, ze jest on 40km stad na polnocnym krancu wyspy w Jurere wiec pojechalismy na polnoc.
Mieszkamy w malym pensjonacie w Santhino 300m od pieknej plazy z wydmami. Pogoda ladna i dni szybko schodza na wloczeniu sie po plazy i odwiedzaniu pobliskich malych miasteczek. Wczoraj wynajelismy rowery i pojechalismy ogladac miejsce gdzie odbywa sie ironman (na drogach sa jeszcze znaki z ostatniego IM – na zdjeciu Michal na starcie roweru). Troche sie napedalowalismy (ja 40km a Michal dwa razy tyle bo nie moglam za nim nadarzyc po tych gorach wiec krazyl kolka wokol mnie) ale po powrocie to zimne piwo niesamowicie dobrze smakowalo. Dzis ostani dzien wloczenia sie po plazach bo jutro ruszamy w 16godz podrozy do Iglacu Wodospadow (pogranicze Paragwaju, Argentyny i Brazylii).
Ludzie sa bardzo mili – mimo, ze prawie nikt nie mowi po angielsku to jakos sie dogadujemy (oczywiscie z pomoca rak). Jemy rozne dziwne owoce i rzeczy – wiele z nich nie ma nawet odpowiednika w jezyku angielskim. Ku naszemu zdziwieniu buraczki sa bardzo popularne i czesto dodawane do kanapek. Swiezo wyciskane soki z najprzerozniejszych owocow kosztuja tyle co coca-cola. Sushi cieszy sie wielkim powodzeniem i nie ma tak astronomicznych cen jak w Londynie.
Mieszkamy w malym pensjonacie w Santhino 300m od pieknej plazy z wydmami. Pogoda ladna i dni szybko schodza na wloczeniu sie po plazy i odwiedzaniu pobliskich malych miasteczek. Wczoraj wynajelismy rowery i pojechalismy ogladac miejsce gdzie odbywa sie ironman (na drogach sa jeszcze znaki z ostatniego IM – na zdjeciu Michal na starcie roweru). Troche sie napedalowalismy (ja 40km a Michal dwa razy tyle bo nie moglam za nim nadarzyc po tych gorach wiec krazyl kolka wokol mnie) ale po powrocie to zimne piwo niesamowicie dobrze smakowalo. Dzis ostani dzien wloczenia sie po plazach bo jutro ruszamy w 16godz podrozy do Iglacu Wodospadow (pogranicze Paragwaju, Argentyny i Brazylii).
Ludzie sa bardzo mili – mimo, ze prawie nikt nie mowi po angielsku to jakos sie dogadujemy (oczywiscie z pomoca rak). Jemy rozne dziwne owoce i rzeczy – wiele z nich nie ma nawet odpowiednika w jezyku angielskim. Ku naszemu zdziwieniu buraczki sa bardzo popularne i czesto dodawane do kanapek. Swiezo wyciskane soki z najprzerozniejszych owocow kosztuja tyle co coca-cola. Sushi cieszy sie wielkim powodzeniem i nie ma tak astronomicznych cen jak w Londynie.
2 comments:
Kochani, podziwiam zarowno Wasza turystyke, jak i miejsca przez Was odwiedzane - dzieki za zdjecia, ktore to dokumentuja. Usciski. m.
Dzis zadowolilismy sie kuchnia polska - Michal podczas treningu odkryl super restauracje (wlasciwie budke) i dzis objedlismy sie bigosem.
Jutro ruszamy w podroz do wodospadow Iguazu.
Odezwiemy sie jak bedziemy mieli dostep do internetu.
Post a Comment