Monday 10 March 2008

Bangkok & Chiang Mai - Tajlandia (Polski)

10 lat temu bylismy juz w Tajladii (razem z Danielem) – byla to nasza pierwsza pozaeuropejska wyprawa (nie liczac Michala wyjazdow do Libi jak byl maly). Do tej pory wspominamy ten wyjazd bardzo mile i przed przyjazdem tu zastanawialismy sie czy bedzie nam sie az tak podobalo jak poprzednio. Teraz jak troszke wiecej swiata widzielismy i mamy wieksza skale porownawcza jestesmy troche bardziej krytyczni i nie zachwycamy sie juz kazdym nowym miejscem jak przed tem.

Wat = swiatynia po tajsku
Tuk Tuk = najszybsza forma poruszania sie po miescie


::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Bangkok - stolica Tajlandii, 6mln mieszkancow; 95% to buddysci

W Bangkoku spedzilismy 2 dni – 1szy dzien przeleniuchowalismy w hotelu po dlugim locie z Bali a w drugi dzien poszlismy odwiedzic miejsca, ktore nam utkwily w pamieci z poprzedniego razu. Ja bylam w Bangkoku rok temu przez 3 dni w drodze z ciocia do Australii wiec mi przypadlo w udziale oprowadzanie nas, pytanie sie o dojazdy i kupowanie biletow.

Wat Phra Kaew & Grand Palace (Swiatynia Emeraldowego Buddy i Wielki Palac) – robi wrazenie tak jak poprzednio; na powierzchni 1 km2 w centrum Bangkoku jest ponad 100 budowli/swiatyn reprezentujacych bogata tajska kulture przez ostatnich 200 lat (przepiekne zdobienia, pomaranczowo zielone dachy).








Wat Phra Kaew to odpowiednik Jasnej Gory – znajduje sie tam emeraldowy 70cm posag buddy, ktory jest nazywany talizmanem tajlandzkim. Emeraldowy Budda ma 3 ubranka wykonane ze zlota: na sezon zimny, letni i deszczowy – zmiana ubran dokonywana jest przez krola i dzien zmiany jest dniem wolnym od pracy i jednym z najwiekszych swiat religijnych w Tajlandii. Uczeni do tej pory debatuja z czego Budda jest zrobiony – nie jest to emerald ale gdyz jest to swieta figurka nie moga jej zbadac.

By wejsc do swiatyni nie mozna miec odkrytych ramion ani nog i piety musza tez byc zakryte (sandaly sa ok ale klapki sie nie nadaja). Przed wejsciem do kazdej swiatyni mozna tu wynajac saraqgony.
Emeraldowy Budda w zimowym ubranku:


Wat Pho (Swiatynia Spiacego Buddy) – jedna z najstarszych swiatyn w Bangkoku z posagiem lezacego Buddy (46m dlugosci, 15m wysokosci). Posag wykonany jest z gipsu i pokryty zlotem.




W swiatyni tej znajduje sie tez szkola massazu – my nie moglismy sie oprzez pokusie i poszlismy na 1godz masaz. Tajski massaz jest to polaczenie:
- tradycyjnego masazu (masowanie miesni)
- chiropractice (nastawianie kosci)
- acupressure (nacisk na nerwy/sciegna by zbalansowac 4 elementy oranizmu – tak jak w ziemia = nerwy, miesnie, kosci, woda = krew, ogien = metabolizm, powietrze = oddychanie i krazenie)
Po dlugiej debacie co tu robic postanowilismy pojechac na polnoc do Chiang Mai, 700km na pln-wsch od Bangkoku – mekka dla turystow i nas jeszcze tam nie bylo. Autobus jedzie 10 godz z Bangkoku ale ze mieli specialna promocje na samoloty wiec skorzystalismy z niej i w 1godz bylismy w Chiang Mai. Mieszkalismy w sympatycznym hoteliku Baan Kaew 10min do centrum.


::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Chiang Mai – 700km na pln-zach od Bangkoku, 170tys mieszkancow i ma ponad 120 swiatyn wiec jest co ogladac. My mielismy tylko czas odwiedzic mala czastke – ten najwieksze i najstarsze rekomendowane w przewodniku.





Lokane plemiona Karen – bylismy na 3 dniowej wycieczce, skad wrocilismy z mieszanymi uczuciami. Wioski polozone w gorach i zazwyczaj nie ma tam dojazdu samochodem, czasami da sie tylko dojechac motorkiem. Warunki zycia bardzo spartanskie – mieszkaja w bambusowych chatkach, jeden wielki pokoj, w ktorym sie spi i gotuje. Nie ma tam elektrycznosci ale ostatnio rzad za darmo instaluje baterie sloneczne ale nie wszedzie jeszcze one dotarly. Woda bierze sie zazwyczaj z kranu na podworku (taki jak u nas w ogrodach i zazwyczaj jest ich tylko kilka na wioske). Cywilizowana ubikacja to dziura w ziemi przykryta malym sedesem (staje sie na niego a nie siada) otoczona paroma bambusami przykrytymi suchymi liscmi. Wiekszosc kapie sie w pobliskich wodospadach lub rzekach. Ludzie chodza spac zazwyczaj o zmroku i wstaja razem ze wschodem slonca.



Utrzymuja sie glownie z uprawy ryzu (na zdjeciu wysuszone pole ryzowe bo nie ma sezonu, nawodnione zostana dopiero w maju), hodowli drobiu i krow oraz tkactwa – zrobienie jednej hustki zajmuje wprawionej tkaczce caly dzien a sprzedaja je za 100B = £1.5 = 8zl




Zorganizowana wycieczka nie mogla sie obyc bez paru turystycznych atrakcji jak przejazdzka na sloniu i splyw na tratwie bambusowej po rzece.


Po wycieczce mamy uczucia mieszane, jak sie wchodzilo do wiosek to tak jak isc do ZOO – turysci przyszli, popatrzyli sie, zdjec narobili i poszli. Z mieszkancami wiosek za duzo do czynienia nie mielismy – zazwyczaj nasz domek byl na obrzezasz wioski a miejscowi nie wychodzili z domow poza paroma przekupkami, ktore przychodzily z chustkami i portfelikami starajac sie je sprzedac. Zaskakujacy byl fakt, ze w kazdej wiosce mozna bylo kupic piwo,cola i wode butelkowana i co bardziej zadziwiajace to po cenach prawie sklepowych, mimo, ze wszystko to trzeba bylo przyniesc na plecach (poza paroma wioskami, gdzie mozna bylo motorem dojechac). Pocieszjacy byl fakt, ze mimo naszego sedziwego wieku jakos sobie dawalismy rade w gorach – calkiem dobrze nam szlo w porownaniu z reszta.


Doi Suthep & palac zimowy – mielismy juz dosyc zorganizowanych wycieczek, wiec w ostatni dzien w Chiang Mai wynajelismy skuter i sami ruszylismy na zwiedzanie.


Doi Suthep to swiatynia 16km od Chiang Mai, polozona na 1,700 mnpm do ktorej dojezdza sie kreta droga (oczywiscie caly czas pod gore) a potem wchodzi sie po 300 schodach.





Bhubing to krolewski palac zimowy z przepieknymi ogrodami. Tylko ogrody sa otwarte do zwiedzania.



Dziwczynka z Akha plemienia:

W drodze powrotnej zatrzymalismy sie na massaz w swiatyni – 1godz kosztuje 120B = £2 = 11zl. Masaz jest bardzo popularny tutaj – robia go wszedzie na ulicach, w domach, w salonach. Szkoly masazu zazwyczaj sa przy swiatyniach.

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Jak sie juz pisze o polnocnej Tajlandii to trzeba wspomniec Golden Triangle (zloty trojkat) - kraine opium polozona na granicy Tajlandii, Laosu i Burmy. Opium zostalo przywiezione do Chin w XIII wieku przez Arabow i uzywane bylo przez Chinczykow do celow leczniczych i tak biedne plemiona na granicy 3 krajow zaczely uprawe maku dla zarobku. W czasie wojny w Wietnamie CIA wmieszane bylo w transport opium, ktore bylo transportowane przez samoloty wojskowe jako forma dofinansowywania wojny, wieksze zapotrzebowanie znaczy wieksza produkcje. W polowie lat 80 rzad tajski wypowiedzial wojne narkotyka, palac pola opium


I tak nam minelo kolejne 5 dni wakacji. Nastepny przystanek to Laos – mozna leciec tam samolotem albo autobusem do granicy w Chiang Khang i potem z Huay Xia statkiem po rzece Mackhong (motorowka 9 godz, wolny statek 2 dni). Wiecej o naszej podrozy do Loasu w nastepnym blogu wkrotce ....

1 comment:

EwaBK said...

Kochani, powtorne zwiedzanie jakichs orientalnych miejsc niewatpliwie pozwala popatrzec na te miejsca pod innym katem - ciesze sie, macie nowe, inne wrazenia z Tajlandii i odkrywacie nowe miejsca. Usciski. Powodzenia.