Monday 17 March 2008

Laos (Polski)

Laos, 6mln ludnosci i 240 km2, otworzyl swoje granice dla turystow dopiero w 1989 roku. Kraj biedny ale ludzie sa mili i nie tak natarczywi jak Tajlandczycy. Inflacja jest dosc wysoka wiec uzywaja tu dolary amerykanskie i tajladzkie bathy a nie laoskie kipy.
Nasz plan: Luang Prabong – Vientiane a potem powrot do Bangkoku. Z pln Tajlandii do Luang Prabang dostac sie mozna:
· samolotem – dosc kosztowne i trzeba leciec laoskimi liniami
· szybka motorowka – 1 dzien ale lodka jest mala, przyjezdza sie caly mokry
· wolnymstatkiem – 2 dni po rzece Mekong z postojem Pack Beng – nasza opcja

Mekong River – przekroczenie granicy w Chiang Khong (Tajlandia) – Huay Xia (Laos) bylociekawym doswiadczeniem; granica jest otwarta od 08 to 18 i znajduje sie po dwoch stronach rzeki. Poniewaz przekraczalismy granice w sobote wiec musielismy zaplacic 10B celnikowi tajlandzkiemu i 1USD celnikowi laoskiemu za tzw nadgodziny (tzn jak sie przekracza w weekend albo po godz 16).



W niedziele rano wsiedlismy na wolny statek – 80 osob, siedzenia to male drewniane laweczki albo przy odrobinie szczescia stare siedzenia autobusowe – jak na razie szczescia nam dopisywalo i zalapalismy sie na siedzenia autobusowe (to jak leciec biznes klasa w samolocie).


To Pek Bang dotarlismy kolo 18 (po 8 godz) – malutka wioseczka, zyjaca z turystow zatrzymujacych sie w drodze z Tajlandii do Luang Prabong, pare kwater i restauracyjek. Za czesto ludzi biegajacych tu nie widac – Michal jak poszedl na przebiezke to byl dopingowany przez tutejszw dzieci jak i ludzi starszych.


W poniedzialek rano wsiedlismy na drugi statek – tym razem nie bylo luksusow, drewniane lawki, prawie 100 ludzi poupychanych jak sardynki ale po 10 godz jakos dotarlismy do Luang Prabong. Mekong rzeka – brazowawa woda, male biedne wioski czasami wzdluz brzegow starajace sie sprzedac turysta wszystko co maja – od suszonych ryb po wlasnorecznie tkane husty. Najblizszy lekarz dopiero Luang Prabong (do 10 godz statkiem) – jak jechalismy to wnosili na statek chorego mlodego chlopaka, smutny widok.


Luang Prabong – pod ochrona Unesco, bardzo sympatyczne 28tys miasteczko z 22 swiatyniami, zabudowa w stylu francuskim. Pierwszy dzien przeleniuchowalismy – jak wyszlismy z hotelu o 10.30 to recepcjonista sie smial, ze szybko wstalismy a my myslelismy, ze sie z nas nabija ale potem sie okazalo, ze wiekszosc turystow odsypialo podroz i dopiero sie pokazali po poludniu. Zamin sie rozejzelismy to dzien minal.


Nastepnego dnia bylismy znacznie bardziej zorganozowani i zaczelismy dzien od zwiedzenia

palacu krolewskiego, w ktorym teraz sie miesci narodowe museum.

Phi Si hill to see That Chomsi temple on the top of the hill


Stara swiatynia


Po takim zwiedzaniu poszlismy na Lao masaz do czerwonego krzyza – stwiedzilismy, ze tajski nam troche bardziej sie podoba
Potem do teatru, by zobaczyc sztuke


Potem obiad i spacer po markecie – ceny maja tu tak niskie, ze az sie trudno powstrzymac. Wiekszosc ludzi, zyje tu z turystow wiec male dzieci spiace pod stolami albo starajace sie cos sprzedac to czesty widok.


Tak Bat to budzenie miasta – bardzo stara tradycja, mnisi buddyjscy budza miasto o 6 rano – procesja mnichow idzie przez miasto kazdego ranka a ludzie witaja ich i daja garsc gotowanego ryzu


Vang Vieng – zwane mekka dla turystow, 160km na pln od stolicy Vientiane. Glowna atrakcja jest 4km splyw po rzece w dentce od traktoru – przy brzegu jest mnostwo restauracyjek sprzedajacych piwo z glosna muzyka. W miasteczku mnostwo hotelikow i restauracji sprzedajacych bardzo europejskie jedzenie – hamburgery, hot-dogi i pizze. Prawie kazda restauracja ma duze TV gdzie puszczaja komedia Friends – jak sie siadzie na rogu to mozna ogladac pare epizodow na raz w roznych restauracyjkach. My zadowolilismy sie spokojniejszym barem (bez tv) nad rzeka i podziwialismy zachod slonca w hamoku z butelka zimnego piwa.

Rankiem przed wyjazdem do Vientiane poszlismy ogladnac jaskinie Tham Jang.

Jazda do Vientiane byla ciekawym doswiadczeniem – VIP autobus, ktorego zdjecie nam pokazali przy kupnie biletu byl pietrowym autobusem a w rzeczywistosci okazal sie rozpadajacym mini-busem, aircon oznaczylo otwierajace sie okna, hamulce piszczaly gorskich serpentynkach wiec by sie nie stresowac probowalismy spac. Ale po 4 godz dotarlismy cali i zmeczeni do Vientiane i okazalo sie, ze autobus zatrzymal sie 300m od hotelu (co za ulga, nie trzeba kombinowac jak dojechac do hotelu, a ze przewidywalismy nie zbyt wygodna podroz wiec zarezerwowalismy hotel by nie miec dodatkowego stresu z szukaniem). Po drodze bylo widac biede tutajszych ludzi – male bambusowe chatki sprzedajace co tylko maja

Autobusy sa to bardzo pakowne – nie ma limitow ludzi wchodzacych to srodka a na dachu to sie wszystko zmiesci, nawet pare motorkow


Vientiane – stolica Laosu od XVI wieku, 280tys mieszkancow, miasto spokojne i ospale. Wiekszosc zabytkow mozna zwiedzic na piechote.

Pha ThatLuang – symbol buddyzmu i niepodleglosci; jest czescia godla laosu

Wat Si Saket – najstarsza swiatynia w Vientiane; w srodku jest ponad 2,000 malych statuetek Buddy

Wat Pha Kaew – obecnie museum, oryginalnie zbydowane jako siedziba emeraldowego Buddy, ktory potem zostal zabrany przez Tajlandczykow i obecnie jest w Grand Palace w Bangkoku


Budda Park (Xieng Khuan) – 24km na pld park z figurami z buddyzmu i hinduizmu, zbudowany przez ksiadza/szamana w 1958, ktory staral sie polaczyc te 2 religie



Laos jest znacznie biedniejszy niz Tajlandia – widac po zabudowie jak i wystroju swiatyn (nie maja az tak bogatego zdobienia i tyle zlota). Laos zrobil na nas niewatpliwie wrazenie – piekne widoki (ale gory zawsze sa przysloniete tutaj jakby mgla), ludzie biedni a tym samem mili i dumni. Przerazajace jest fakt, ze ludzie tu potrafia zarobic mniej w 1 dzien niz koszt 1 kawy w Londynie (4USD). Przydrozne restauracyjki to wlasciwie czesc domu – duzy pokoj, z przodu powystawiane stoly a z tylu w rogu TV. Dzieci czesto pracuja serwujac jedzenie – rano przed szkola, potem na rowerach do szkoly a potem do poznego wieczora. Czesto widzi sie male dziewczynki zajmujace mlodszym rodzenstwem – nie widac tego w Europie. Pobyt tutaj pokazal zycie z innej perspektywy – jak niektore nasze europejskie klopoty i narzekania sa niczym w porownaniu z tym z czym ludzie tutaj sie borykaja.

3 comments:

EwaBK said...

Kochani, wedrowka po oryginalnych miejscach swiata daje Wam - jak sie okazujw - bezcenna wiedze i madrosc zyciowa; mam nadzieje, ze czyni Was bogatszymi duchowo i bardziej wrazliwymi na problemy innych ludzi - tego w kazdym razie Wam zycze. Dzieki za kolejna relacje i zdjecia. Usciski.

EwaBK said...

PS. Za kilka dni SWIETA - najlepsze WIELKANOCNE zyczenia !

MichaelK said...

Dzieki za zyczenia. Mamy nadzieje, ze swieta mina relaksujaca - jakie sa plany? My obecnie w Kambodzy ale swieta spedzimy na wyspie Ko Samui w Tajlandii. Nasz powrot do Londynu sie przesunal na 10 kwietnia.Pozdrawiamy i sprobujemy zadzwonic w weekend