Monday 7 April 2008

Koh Samui, Koh Phi Phi & Phuket

After some busy time in Laos and Cambodia we postponed our return home for a week and decided to relax for a little bit on the islands of Southern Thailand. It’s strange but during our trip so far we have little time to rest and relax as we were always on the move somewhere, sightseeing or organizing our next move, so this time we were really looking forward to spending some quality time on the beach.

After the flight back from Siem Reap to Bangkok we transferred immediately for a short flight directly to Koh Samui and in the evening we checked into our bungalow on the Chaweng beach. Koh Samui is one of the famous beach destinations in Thailand and we had big expectations. To our disappointment it turned out to be a bit of a s*** hole (quite literally as the smell of the wastage under the street was unbearable. The traffic was very heavy, streets lined up with dodgy shops and restaurants and busy with people. Our disappointment was confirmed by a below average seafood meal at a fairly expensive restaurant – a far cry from Bali’s Jimbaran. The beach was sandy and nice enough with nice warm water, but along the coast zipping up and down were many Jet-Skis, which made swimming quite tricky and dangerous. After nights on Koh Samui we had enough of the touristy atmosphere and decided to head over across west to Koh Phi Phi. We also considered taking a boat to Koh Tao but that would have meant having to come back again to Koh Samui and we didn’t really want to be wasting any more time here.

Surprisingly the boat-bus-boat journey to Koh Phi Phi only took a few hours and in the afternoon we were already checked into our bungalow at the JJ resort. We were on the Phi Phi island 10 years ago and we were curious how the place looked like after being destroyed by the 2004 tsunami and subsequently rebuilt. To our relief it’s still is as much of a backpackers paradise as it had been before. Since the movie “The Beach” was filmed on one of the Phi Phi islands backpackers have been flooding here and the travelers atmosphere still remains. The island is a little more built up than it used to be and there are more hotels, guesthouses, restaurants and dive shops, but still no cars and no roads. One difference was that unlike 10 years ago we were amongst some of the oldest backpackers. LOL.
The next day we found a great local yoga class run every evening and our days were spent on the beach, swimming, relaxing and attending the evening open air yoga class with an added bonus of a lovely sunset view.



Of course after a couple of days we needed some action so I went for a full day snorkeling tour.



… and after another couple of days we both did a half day rock climbing trip.


Days have passed quickly and we had a great time. To my surprise Alex has even managed to learn swimming after 30 years and by the time we left she could swim about 10 meters!

On the last day we trekked up to the viewpoint for a panoramic view of the paradise.


Unfortunately all good things come to an end and it was time to leave the island.

On the way back to Bangkok we had 2 more days on the beach, this time in Phuket. Phuket turned out to be much nicer than Koh Samui and we were staying at the lovely Best Western resort on the Bangtao beach, not far from the laguna where the international triathlon takes place each year in November. Beside spending some time on the beach and improving Alex’s swim technique and record to 20 meters we rented a small scoter and went to check out the British International School as a potential venue for a triathlon training camp. The swim facilities are impressive.



After another short flight we are now in Bangkok doing some last minute shopping and bracing ourselves to go back to the cold and rainy London…

Friday 4 April 2008

Wyspy - Tajlandia (Polski)

Nasze planowany powrot przesunelismy o 2 tygodnie ale nie moglismy wrocic do pracy bez poleniuchowania pare dni na wyspach na pld Tajlandii.

Kao Samui – uwazana jest za urocza wyspe i popularna wsrod turystow ale dla nas byla rozczarowaniem. Wybralismy Chaweng beach – jedna z najbardziej piaszczystych plaz na wyspie i pewnie dlatego tak zabudowana. Przez kilometry wzdluz plazy ciagna sie roznej klasy osrodki wczasowe i droga z mnostwem sklepikow, restauracji i barow. Kanalizacja nie radzi sobie z tak duzo iloscia osrodkow i ze studzienek czesto dochodzi nieprzyjemny odor. Po 6 miesiacach zdala od masy turystow nie potrafilismy sie tam znalesc i wyjechalismy po 3 nocach na Phi Phi.

Phi Phi – czesto zastanawialismy sie czy nam sie bedzie podobac i jak bedzie wygladac, bylismy tu 10 lat temu zanim wyspa zostala zniszczona przez tsunami w 2004. No i sie podobalo a 9 dni przelecialo blyskawicznie. Co sie zmienilo – ceny poszly mocno w gore, zniknely palmy i powstalo duzo nowych hoteli ale dalej wyspa jest mekka dla mlodych turystow (sr wieku to 20, wiec czulismy sie jak dziadkowie). Mnostwo tu tatoo salonow, ktore na brak powodzenia nie narzekaja. Wszedzie sprzedaja nalesniki z bananami i ananasami – jak za starych czasow. Mnostwo lodzi oferujacych snorkling wyprawy na pobliskie rafy.

My bezczynie za dlugo posiedziec nie moglismy – rano spedzalismy na roznych plazach a po poludniu chodzilismy na 90min yoge – fajnie bylo bo na swiezym powietrzy, na dachu hoteliku z widokiem na morze i zach slonca, ale po 6 miesiacach nie rozciagania sie bolaly nas wszystkie miesnie. Bylismy troche chyba nadgorliwi bo nie opuscilismy zadnej yogi i zjakiegos powodu nazywali nas ‘active couple’ (aktywna para) i jak tylko przychodzilismy to sie pytali – to co tam aktywna para dzis robila?


A nam sie wydawalo, ze my nic nie robimy bo tylko raz wybralismy sie na wspinaczke po skalach – wlezlismy na 22m i 25m – na wiecej wejsc sil nam nie starczylo. Wspinanie wyglada latwo z ziemi ale to tylko pozory


Michal tylko raz pojechal na snorkling wycieczke – duzo raf zostalo zniszczonych przez tsunami wiec nie sa az tak okazale jak kiedys. Ja z moja choroba morska i nieumiejaca plywac bylam szczesliwa na ladzie i nie ciagnelo mnie do wody. Na prom kupilam tabletki na chorobe morska no i dzialaja, tak mnie usypiaja, ze po zjedzeniu przez 2 dni nie moge sie obudzic i tak spie, ze nie przeszkadza mi kolysanie

Wybralismy sie tez kajakiem na malpia plaze (na plazy jest pelno malp i trzeba mocno uwazac, gdyz zabieraja wszystko co potrafia uniesc), jest tam tez nawet fajna rafa. Ja sportowalam nowa mode – w kamizelce ratunkowej i masce lezalam na wodzie a Michal mnie holowal – niezly ubaw mieli ludzie na plazy z naszego plywania, ale co zrobic jak sie plywac nie umie a rybki i rafe chce sie zobaczyc.

Kiedys wspielismy sie na punkt widokowy – mamy zdjecie z tego samego miejsca sprzed 10 lat wiec ciekawie bedzie porownac je po powrocie do domu

Nasza ulubiona plaza byla Long Beach (dluga plaza) – 30min przez gore i las ale mniej ludzi i fajniejsza woda. Tu tez Michal ambitnie staral sie mnie nauczyc plywac no i jak do tej pory to udalo mi sie 21 zabek ale z jakiegos nieznanego powodu tylko w lewa strone, jak probowalam plynac w prawo to max 4 zabki – dziwne. Jedno jest pewne – ja zdecydowanie wole lad niz H2O, Michal uwielbia wode


Phuket – po 2 godz na kolyszacym promie przyplynelismy z Phi Phi do Phuketu (najwiekszej wyspy w Tajlandii). Nasze ostatnie 2 dni wakacji spedzamy w osrodku na Bang Tao plazy – zaczelo sie interesujaco gdyz kierowca nie mowiacy slowa po angielsku zawiozl nas do kompletnie innego osrodka, a jak my odmowilismy wysiasc wtedy zaczal pytac sie o droge i wreszcie dowiozl nas tam gdzie trzeba. Osrodek jest super, odmiana od tanich hoteli w jakich zazwyczaj mieszkalismy, odwyklismy od takich luksusow. Po poludnie spedzilismy wylegujac sie na lezakach na plazy. Wieczorem wylaczyli swiatlo na pare godz – zrobilo sie nastrojowo, obiad przy swieczkach na plazy, przepyszne curry z krewetkami.

Wynajelismy motor i wybralismy sie na przejazdzke po wyspie a wlasciwie prawde powiedziawszy pojechalismy zobaczyc osrodek sportowy, gdzie mozna przyjechac na oboz treningowy – Michal troche o nim czytal wiec chcielismy zobaczyc jak wyglada w rzeczywistosci.

Dzis jestemy juz w Bangkoku i za pare dni powrot do Londynu. Przerazajacy jest mysl, ze znow trzeba wrocic do pracy, zamienic klapki na buty a spodenki na garnitur. Ale wszystko co dobre to sie szybko konczy - nasza 6 miesieczna podroz dobiegaja konca.