Tuesday 15 December 2020

Rowerowe Wypady w PL - 2020

Rok 2020 to był rok, w którym jadąc do Polski zabieraliśmy ze sobą rowery. Oznaczało to, że było mniej biegania i więcej wspólnych wyjazdów rowerowych i odwiedzania attrakcji urystycznych, o których isteniniu nie mieliśmy pojęcia. Niektóre zz nich opisała Marysia na swoim blogu: 

Bytów - Łupawsko - Bytów to 50 km pétla rowerowa

Smażania ryb w Łupawsku nas jeziorem

smażalnia ryb w Łupawsku to nie tylko postój podczas pedałowania, to także miejsce spotkań rodzinych

Olsztyn - zachód słońca nad jeziorem kortowskim

Olsztyn - jezioro kortowskie

Olsztyn  koniec Łynostrady, nowej ścieżki rowerowej w Olsztynie

Olsztyn - Łynostrada

Bytów

Bytów - jezioro Jeleń

Bytów -rodzinne pedałowanie

Żurawie w Lamkówku




Sunday 1 November 2020

Oberstdorf - 2020-10

Oberstdorf to nie tylko skocznia, to także piękne widoki. Ta najbardziej wysunięta na południe miejscowość w Niemczech jest malowniczo położona na wysokości 815 m, co czyni z niej idealny punkt wyjściowy do odkrycia algawskich gór. Każdy może znaleść szlak dla siebie, są szlaki relaksujące i są szlaki wysokoalpejskie. 

Codziennie rano i wieczorem krowy przechodziły przez miasto, takich widoki nie widzi się w dzisiejszych czasach często/


Oberstdorf - Christlessee
12,95km, 183m przewyższeń
Łatwy i malowniczy szlak z Oberstdorf to jeziora Christlesee, który ma odcień turkusowy. Nad jeziorem znajduje się fajna kaejka serwująca bawarskie smakołyki





Fellhorn 2,039 m n.p.m.
10.7 km, 729m przewyższeń




Skocznia
To tu odbywa się jeden ze skoków "Turnieju Czterech Skoczni" a stadion może pomieścić 27tys widzów.
KONKURS CTERECH SKOCZNI:
Niemcy: Oberstdorf, Garmisch-Partenkirchen
Austria: Innsbruck, Bischofshofen





Oberstdorf jesienią
żółte i czerwone liście mieniące sie w słońcu 
Oberstdorf, na pewno tu wrócimy

Saturday 10 October 2020

Zakopane - 2020-09

Co zmieniło się w Zakopanym od naszego ostatniego pobytu wiele lat temu?
Droga dojazdowa była znacznie lepsza niż pamiętałam.
Zabudowa mniej urokliwa, dziś tak charakterystyczne dla Tatr drewniane domkami ssą rzadkościami otoczonymi nowymi często bez wyrazu nowymi nurowańcami. 
Największym szokiem był znikający las tatrzański, kiedyś piękne okazałe lasy świerkowe giną na oczach. Spustoszenia wywołane przez kornika drukarza są widoczne wszedzie i nie wygląda to ładnie. Świerk nie jest rodowitym drzewem dla Tatr, zasadzenie było iniciatywą hrabiego Zamoyskiego pod koniec XiX wieku. Dziś Tatrzański Park Narodowy ma plany przywrócenia rodowitych drzew w Tatrach  i zniszczone polacie zasadzić bukami, jaworami i jodła.
Szlaki tez się zmieniły, kiedyś naturalne wydeptane ścieżki a teraz powykładane kamieniami chodniki i niekończące sie schody.


Co się nie zmieniło to przepiękne widoki, takie jak pamiętam z przed lat, tak samo czarujące jak te z mojej pierwszej wycieczki do Tatr w szkole podstawowej.

POLANICA - 5 STAWÓW - MORSKIE OKO - POLANICA
20km, 890 m przewyższeń, 5 godz marszu

35min dojazd do Polanicy, miejsce wyjściowe na Morskie Oko, nie stwarza problemy bo busy kursują cały dzień  co parę minut. Potem kupujemy bilet do Parku Tatrzańkiego i razem z tłumami turystów ruszamy asfaltówką do Wodogrzmotów Mickiewicza (30min). Brak staganów wzdłóż asfaltówki rzuca się w oczy.
Za wodogrzmotami opuszczamy asfaltówke i zaczynamy podejście po wylożonym kamieniami szlaku w kierunku wodospadów Sieklawy (70m wodospad jest najwyższy w Tatrach)  i po niecałych 2 godz docieramy do Wielkiego Stawu - jednego z 5 stawów.  Stad już tylko 10 min do schroniska i wymarzonej szarlotki. Ładna pogoda i ładne widoki sprawiają, że spędzamy tam dość sporo czasu i wczesnym popoludniem ruszamy szlakiem niebieskim w kierunku Morskie Oko. Po 1:30 godz docieramy nad Morskie Oko, nie robi aż takiego wrażenia, tłumy turystów, stoliki w schronisku pełne, Morskie Oko w cieniu. Po wciągnieciu kwaśnicy ruszamy nudną asfaltówka w kierunku Polanicy.


DOLINA CHOCHOŁOWSKA - GRZEŚ - RAKOŃ - DOLINA CHOCHOŁOWSKA
18km, 987 m przewyższeń, 5:14 godz marszu

Dolina Chochołowska, najdłuższa dolina Tatr ciągnąca się 11km. Dojazd busem był łatwy. Tym razem jak leniwi turyści pierwsze 7km podjeżdżamy tramwajem turystycznym. Potem 4km łatwego płaskiego marszu to schroniska, największe schronisko w Tatrach, i zaczynamy wspinaczkę na Grzesia. Widoków na początku nie ma bo Idzie się przez las, szybko nabiera się wysokości, szlak z luźnych kamieni nie jest zbyt przyjemny. Po godzinie docieramy na Grzesia i mozolne podejście zostaje wynagrodzone wspaniałymi widokami. Tu po dluższym postoju spokojnie ruszamy w na  Rakoń - latwy odcinek w pięknymi widokami po obu stronach. Rakoń przywitał nas pochmurnie i wietrznie więc  szybko robimy parę foteki zacynamy 2 godz kamienisty na początku stromy powrót do doliny Chochołowskiej.  W schronisku jemy "chochołowska" szarlotkę - najlepsza szarlotka z calego pobytu. Potem 4km po płaskim i ostatnie 7km pokonujemy znów turystycznym busikiem.

Dolina Chochłowska

szlak Grześ - Rakoń
najlepsza szarlotka - szarlotka chochołowska

KASPROWY WIERCH - KOPA KONDRATOWA - GIEWONT - KUŹNICE
12km, 400 m przewyższeń, 4 godz marszu

Pogoda się popsuła, zapowiadają deszcze i burze. Sprawnie rano zbieramy się i jedziemy do Kuźnic  i kolejką linową wjeżdżamy na Kasprowy Wierch. Jest mgliście , wietrznie i zimno. Oryginalny plan był wrócić przez Halę Gąsienicową do Kuznic w 2:30 godz. Ale po krótkiej debacie decydujemy iść kawałek w kierunku Kopy Kondratowej i jak coś to zawrócić. Pogoda się poprawia, widoki wspaniałe i  wiemy, ze podjęłyśmy dobrą decyzje, Na Kopie Kondratowej jest mgliscie i wietrznie ale idąc w kierunku Hali Kondrawej pojawia się słońce na chwilę, widzimy przed nami Giewont i wiemy, ze zrobimy kolejn zmiane planu - być tak blisko i nie wejść nie jest opcją. Wiec ignorujemy szlak na Hale Kondratową i zaczynamy wejście na Giewont. Wiemy od innych turystów, ze kolejka na Giewont w poprzednich paru dniach dochodziła do 2 godz ale dziś jest stosunkowo pusto pewnie spowodu złej prognozy pogody. Zdobywamy Giewont - dumne z naszych 3 dniowych osiagnięć i wiemy ze jak wrócimy do pokoju, siądziemy na balkonie i spojrzymy na Giewont to bedzie teraz wygladał inaczej.
Zejscie przez Hale Kondratową, tam w najmiejszym tatrzanskim schronisku zatrzymujemy się na piwo i zasluzone ciastko, jest to nasza ostatni dzień w Tatrach.

kolejka na Kasprowy Wierch
szlak Kasprowy Wierch - Kopa Kondratowa

Giewont


najmniejsze schronisko w Tatrach na Hali Kondratowej

SKOCZNIA - WIELICZKA
Piątek rano, nasza podróz dobiega końca, Pakujemy się i idziemy po raz ostatni prze Krupówki pod Gubałówke, kupujemy oscypki wsiadamy w auto i ruszamy w drogę. Nie mogliśmy wyjechać z Zakopanego bez zobaczenia skoczni - wiec mały de-tour na kawe i ostatnią szarlotkę tatrzańską.
Następny przystanek to  kopalnia soli w Wieliczce 
Zabytkowa Kopalnia Soli w Wieliczce stanowi jedyny obiekt górniczy na świecie, czynny bez przerwy od średniowiecza do końca XX wieku  Jej oryginalne wyrobiska (chodniki, pochylnie, komory eksploatacyjne, jeziora, szyby, szybiki) ilustrują wszystkie etapy rozwoju techniki górniczej w poszczególnych epokach historycznych W roku 1996 kopalnia została zamknięta i funkcjonuje jako muzeum tylko.
Najbardziej okazała jest Kaplica Św. Kingi, tworzona przez blisko 70 lat fo 1967 roku.

Sw. Kinga - patronka górników soli
Św, Barbara - patronka gorników węgla

Add caption


KRAKÓW
Mimo deszczu  wstajemy rano, spijamy kawę i idziemy pod kościół Mariacki i na wycieczkę po starym Krakowie, prewodnikiem jest były absolwet archeologii na jagielońce. Opowiada ciekawie legendy i historię Krakowa
  • wg legendy, budowę wież zlecono dwum bracion. Jak się okazało, że wieża budowana przez starszego brata przewyższa wieże młodszego brata zaczęła się zazdrośś. Młodszy brat zabilł starszego brata, wieża starszego brata pokryta została dachem a prace nad "niższą" wieżą kontynuowano aż przerosła druga wieże.  
  • wg. legendy, nóż jaki młodszy brat użył do zabicia starszego wisi nad wejściem do sukiennic
  • wg. lenegy smok wawelski został pokonany przez szewca Skuba, wypchał on barana siarką i podłożył smokowi; Smok zjadł barana, siarka zaczęła go palić po czym zaczął pić z pragnienia tak długo aż pękł 
Po szybkim lunchu, idziemy na nastepną wycieczkę tym razem po Kazimierzu. Przewodnik opowiada o historii, o Żydach, o okupacji, o Wajdzie, o Shindlerze.
Po całym dniu chodzenia z wielką przyjemnością zatrzymujemy się na piwo w Singer bar na Kazimierzu, gdzie zamiast solików są maszyny do szycia Singera.


WROCŁAW
W drodze powrotnej krótki przystanek na lunch we Wrocławiu. 
Panorama Racławicka zamnknięta aż do 2021 ale warto się zatrzymać i zobaczyć kolorowa starówkę i zjeść  michę pierogów i pączek na deser.



Monday 31 August 2020

Carpatia Divide - 15/08/2020

 

Carpatia Divide 

 

Jest ciepły sobotni poranek i stoję na rynku w Ustroniu z ciężkim rowerem ważącym ponad 20kg, niepewny co będzie dalej.  Dlaczego?  Za pół godziny startuję w kultowym bikepacking mountain bike wyścigu Carpatia Divide. Jest to typ imprezy, w której jeszcze nigdy nie startowałem, gdyż mamy do przejechania, w trybie samowystarczalnym, 620km przez cale pasmo Gór Karpackich z Ustronia do Mucznego w Bieszczdach pokonując ponad 16,000 metrów przewyższeń.  Prawie tydzień później w czwartkowe popołudnie ślizgam się po błocie pokonując ostatnie metry podejścia na Dwernik Kamień położony 1,004m npm.  Zalany potem ostatnimi siłami stawiam rower pod znakiem szlaku i robię zdjęcie panoramy na Połoninę Wetlinską.  Tego widoku nie zastąpi nic i postanawiam to uczcić ostatnim wafelkiem Grześ i łykiem coca coli.  Teraz już tylko karkołomny zjazd do wsi Nasiczne i 20km do Mucznego i już jestem pewien ze dam radę tam dotrzeć.  

Odpowiedź na pytanie czemu się męczyć przez 6 dni jadąc przez dzikie góry staje się oczywista – bo warto doświadczyć takich widoków, warto też doświadczyć niewygody, zmęczenia, głodu, żeby doceniać wszystkie luksusy, z których korzystamy w życiu codziennym i które wydają się nam oczywiste,




 

Dzień 1 – Beskid Śląski – 81km, 3,112m przewyższeń

 


Pierwszy dzień zaczyna się niewinnie.  Na rynku w Ustroniu atmosfera przed startowa, ale raczej nikt się nie stresuje, jest sporo gwaru, dowcipów i banteru.  Moja grupa rusza o 8:35 rano i gubię się już po 100m, bo wszyscy jadą w prawo a ja prosto.  Pod górkę doganiam grupę i zastanawiam się czemu wszyscy jadą tak powoli.  Po chwili mam odpowiedź – wjeżdżamy na gravel. skręcamy w lewo i trasa staje się 25% pionowa.  To oznaka że zaczęło się pchanie roweru na Czantorie.  Czytałem o tym podejściu i trochę się go obawiałem, ale po godzinie jesteśmy na szczycie i w sumie nie było tak źle.  Potem przekraczamy granicę i znowu pcham rower na górę, tym razem to Czantoria Wielka.  Krótki zjazd i po ponownej sekcji pchania jesteśmy na górze Stożek.  Kupuję kole i dwa batoniki i ruszam w dol.  Potem Wielka Racza, krótki odcinek płaskiego asfaltu i długie pchanie roweru na przełęcz Przegibek.  

Po dotarciu do schroniska okazuje się dopiero jak trudności pierwszego dnia dały się wszystkim uczestnikom we znaki – mnóstwo rowerów porozkładanych na trawie przed schroniskiem wraz z ich posiadaczami.  Do kuchni wielka kolejka.  Zaczyna zapadać zmierzch i stwierdzam że zmęczenie chyba mi nie pozwoli na pokonanie bardzo technicznego stromego zjazdu do Rajczy po ciemku.  Stopy mam poobcierane od wspinania się w twardych butach i ledwo mi się udaje do kuchni dojść.  Postanawiam od razu, że zostaję, kupuję jedzenie i dwa piwa.  Podłoga w schronisku, którą dzielę z 30 uczestnikami rajdu, którym nie udało się dostać łóżka okazuje się całkiem wygodna.

 






Dzień 2 – Beskid Żywiecki – 70km, 2,287m 

 


Karkołomny zjazd do Rajczy po nocy w schronisku podnosi od razu adrenalinę i potwierdza słuszność decyzji wczorajszej nocy niepokonywania go po ciemku.  Reszta dnia w Beskidzie Żywieckim potwierdza co będzie kluczowe do ukończenia tego rajdu: sen w nocy i kalorie.  Niestety obydwu składników zdecydowanie brakuje tego dnia.  A Beskid Żywiecki nie obfituje w łagodne ścieżki, którymi zmęczony kolarz może powoli i spokojnie się poruszać.  Konieczna jest dobra forma, siła i technika.  Beskid wyraźnie ujawnia jakiekolwiek braki u kolarza.  Szczerzę mówiąc niewiele z tego dnia utwierdza mi się w pamięci, jest mało jazdy. za to upal zalewający oczy potem i mnóstwo wypychania roweru pod strome skaliste stoki.  Mordercze podejścia pod Jaworzynę, Kolisty Groń (1114mnpm) i Magurkę i zjazdy miejscami nieprzejezdne, upał przerywany ulewnymi burzami.  Na pocieszenie jest tylko wspaniały flow single tracka na zjeździe do Zawoi.  Po krótkiej analizie następnego odcinka trasy i poszukiwania kwatery na Internecie okazuje się ze do następnej miejscowości jest jeszcze 30 km i szanse na nocleg są nie istniejące.  Zmoczony i zmarznięty postanawiam nocować na kwaterze Zawoja pod Grapą, pomimo nie wykonanego planu dzisiejszego dystansu.  Kwatera okazuje się fantastycznie wygodna i w restauracji udaje mi się uprosić jedzenie, pomimo że kuchnia jest już zamknięta.  Możemy pierogi lub placki zrobić powiada kelner.  To poproszę oba brzmi moja odpowiedź. Patrzył na mnie trochę z niedowierzaniem, ale jak wciągu 5 min dwa wielkie talerze były już puste to zrozumiał ze potrzebowałem obu.

 









Dzień 3 – Pieniny – 133km, 2,883m 

 


Odbudowany i naładowany kawą i przepysznym ciastem, które zaoferowała mi gospodyni jak zobaczyła mnie gotowego do jazdy o 6:30 rano, postanawiam ze dzisiaj musze nadrobić stracony czas.  Deszcz nie pada, temperatura nie jest tak wysoka jak w pierwsze dwa dni, więc uznaję to za moją okazję.  Od dzisiaj podobno trasa ma być bardziej przejezdna.  Trasa wiedzie na początek wspaniale przygotowanym singlem, który jest częścią Babia Góra MTB Trails.  Potem długi zjazd asfaltem, który powoduje ze kilometry uciekają błyskawicznie.  Nawet podejście pod Turbacz (1310mnpm) nie wydaje się tak mordercze dzisiaj.  Może to dlatego że pokonuje go w towarzystwie Marcina ze Śląska i nasze rozmowy pomagają zapomnieć o zmęczeniu i stromym podejściem.  Zjazd w kierunku Jeziora Czorsztyńskiego oferuje nam niezapomniane widoki Pienin, Dunajca i Tatr pojawiających się na horyzoncie.  W Tatry jednak tym razem nie jedziemy, trasa prowadzi doliną Dunajca na Słowacką stronę i na nocleg wybieram dzisiaj Czerveny Klastor, nie dojeżdżając do Szczawnicy, ale za to mam wynagrodzenie w postaci pysznej Słowackiej kolacji.

 







Dzień 4 – Beskid Sudecki – 104km, 3,158m 

 


Zatrzymanie się po stronie Słowackiej rano okazuje się małym błędem, ponieważ większość uczestników jadących ze mną dociera w nocy po ciemku aż do Szczawnicy i rano mają nade mną zdecydowaną przewagę.  Po płaskim odcinku do Szczawnicy okazuje się ze ranne ulewy zamieniły górskie stoki w rzeki płynącego błota.  Podejście pod Smerekova Vysoka okazuje się w tych warunkach trudniejsze niż Turbacz wczoraj i wszystkie oczekiwania łatwiejszej trasy dzisiaj ulatują błyskawicznie.  Potem podejście pod Eliaszowkę, zjazd do Piwniczej Zdrój i ulewa na następnym podejściu która ponownie zamienia górskie szlaki w płynące strumienie wody.  Zjazd do Krynicy Zdrój jest szybki, dosyć łatwy technicznie i znacznie poprawia humor.  Domyślam się ze wielu uczestników planuje nocleg w Krynicy Zdrój, ale ja jak najszybciej uciekam od zgiełku tego turystycznego miasta starając się nadrobić stracony czas. Następne trzy godziny testują moja wytrzymałość do granic.  Deszcz, błoto, podjazdy, przejazd na Słowacką stronę tylko żeby ponownie wrócić na Polską i o 21:30 zmoczony do nitki docieram do Wysowa Zdrój.  Okazuje się ze kwatera, którą znalazłem jest ulokowana na drugim skraju miasta, na szczycie góry.  Docieram tam wreszcie i po ciepłym prysznicu zadowalam się paczką “Pringles” jako moim jedynym posiłkiem dzisiaj.  Jest to chyba mój najcięższy moment tego rajdu i po raz pierwszy myślę ze mogę nie skończyć tej trasy.  Pomimo potrzeby nadrobienia straconego casu jutro i potrzeby rannego startu, żeby wykorzystać godziny naturalnego światła postanawiam zostać do śniadania, które jest dostępne dopiero o 8 rano.  

 






Dzień 5 – Beskid Niski – 134km, 2,490m 

 


Decyzja pozostania na śniadanie okazuje się jak najbardziej słuszną i dzień zaczynam w bojowym nastawieniu.  Beskid Niski jest to rejon w ogóle mi nieznany który napiętnowany jest głęboko przez historię zaborów i wysiedleń.  Daje się to zauważyć do dzisiaj – zasiedlenie ze bardzo rzadkie, wioski małe a domy wyglądające ubogo.  Jadę i podziwiam dzikość tych rejonów przejeżdżając przez Magurski Park Narodowy.  Doganiam kilku uczestników i kilometry uciekają błyskawicznie.  Po krótkiej przerwie na doładowanie kalorii, spędzonej na miejscowym śmietniku pod sklepem w towarzystwie lokalnych meneli pijących tanie wino postanawiam ze muszę dotrzeć dzisiaj do Komańczy, co pozwoli mi pokonać ostatni odcinek to Mucznego w jeden dzien.  Trochę jest wspinaczki dzisiaj i zjazdów, ale zdecydowana większość jest przejezdnych.  Mijamy Chyrową, Wisłok Wielki i pokonujemy ostatni odcinek do Komańczy docierając tam na czas zmierzchu.  Kwatera w jednym z tradycyjnych bieszczadzkich wiejskich domów okazuje się zadziwiająco wygodna i 1kg ugotowanego makaronu i dwa “Żubry” powinny wystarczyć jako paliwo na ostatni dzień jutro.

 










Dzień 6 – Bieszczady – 110km, 2,547m

 


Ostatni dzień i przejazd przez Bieszczady miał być nieskomplikowany, ale jednak tez nie okazał się najłatwiejszy. Podejścia były strome a zjazdy techniczne.  Przez przełęcz Żebrak do Wolosania i ostatnie mordercze podejście do Drewnik Kamień.  Widoki za to były sytym wynagrodzeniem za kolarski wysiłek.  Zjazd do wsi Nasiczne i ostatni asfaltowy odcinek do Mucznego pozwoliły się delektować spokojem życia płynącego w Bieszczadach.  Na mecie bylem powitany przez Alexa i Umichę a po krótkiej sesji zdjęciowej pierogi i piwo smakowało najlepiej na świecie.

 

Ogólnie przeżycia niesamowite.  Nieporównywalne do jakiejkolwiek innej imprezy, czy to Ironman czy MTB maraton czy Ultra trail.  Czy cięższe trudno jest powiedzieć.  Na pewno jedna a najcięższych imprezek, w których brałem udział.  Nie bylem wystarczająco fizycznie przygotowany i to na pewno miało wpływ na odczucia na trasie.  Sprzęt spisał się na medal, szczególnie mój Cannodale Scalpel, i bagaż złożony z Rapha torby i Tailfin packa.  Niektóre element bym zmienił następnym razem, na przykład zdecydowanie za ciężki miałem bagaż i należy się zdecydować czy campowanie czy mniej bagażu i noclegi w kwaterach.