Sunday 4 August 2019

Grindelwald - 2019/07

Grindelwald jest niewielką miejscowością w Alpach Szwajcarskich. Zimą przyciąga ona narciarzy i snowboardzistów, latem – miłośników wycieczek górskich i skałek. Oraz biegaczy trailowych. Grindelwald stanowi dobry punkt wypadowy na Wetterhorn (3701 m n.p.m.) oraz lodowiec Eiger (3967 m n.p.m.).
Kontemplując w pokoju
Cechą charakterystyczną pierwszego ze szczytów jest jego północno-zachodnia ściana o wysokości 1300 m. Szczyt Wetterhornu został po raz pierwszy zdobyty w 1844 r., a 50 lat później zameldował się tam Winston Churchill.

Dziewiczego wejścia na Eiger dokonano od strony zachodniej w 1858 r. Najtrudniejsza, okryta złą sławą północna ściana Nordwand padła łupem austriacko-niemieckiej ekspedycji w 1938 r., a fakt pochłonięcia 64 śmiertelnych ofiar od 1935 r. sprawił, że zaczęto nazywać ją Mordwand (mordercza ściana). Eiger wespół z Jungfrau (4158 m n.p.m.) i Mönch (4107 m n.p.m.) stanowią potężną ścianę, a na przełęczy Jungfraujoch znajduje się najwyżej ulokowana stacja kolejowa w Europie (3454 m n.p.m.). Znajduje się też tam poczta, która jest… najwyżej usytuowaną w Europie.



Od 2013 r., Eiger przyciąga rzesze biegaczy górskich organizowanym na jego zboczach weekendem ultratrail. Pośród mnogości wydarzeń, odbywa się tam niezwykle trudny Ultra Trail na dystansie 101 km i przewyższeniu 6700 m, bieg indywidualny bądź w parach (niczym bieszczadzki Bieg Rzeźnika) Panorama Trail (51/3100), Nordwand Trail (35/2500), Genuss Trail (16/960), Trail Surprise czy też biegi dla dzieci.

Los sprawił, że Umicha była zarejestrowana na E35 and Słoń na E51. Oba biegi rozpoczęły się w sobotę rano, różniły się miejscem startu i trasami, a kończyły się w Grindelwaldzie.


Nim powyższe miało zostać wpisane do kronik, w piątkowe popołudnie wjechaliśmy kolejką linową do First (15 km na trasie E51), którego główną atrakcją (poza wspaniałymi widokami) jest North Face (Nordwand) Skywalk. Słonik oszczędzał siły i podziwiał widoki, a Ola z Danielem poszli na 10-kilometrowy trail.


Sobota zaczęła się bezchmurnie, a, pomimo zapowiadanych deszczy i burz, pogoda zaprzeczała prognozom.

Słoń:
E51 rozpoczął się w Grindelwaldzie (1054 m n.p.m.) punktualnie o 6:45. Ustawiłam się w pierwszym rzędzie, szybko wystartowałam i objęłam prowadzenie w klasyfikacji pań. Po płaskim pierwszym kilometrze wbiegłyśmy/-liśmy do lasu i zaczęłyśmy/-liśmy wspinać się ku stacji kolejki górskiej First (2167 m n.p.m.). Szło się dobrze, powoli i bez pośpiechu. Po przejściu First, trasa wiła się malowniczymi stokami, po czym rozpoczęło się strome podejście ku Fullhorn (2660 m n.p.m.) – najwyższemu punktowi trasy. Najfajniejszą częścią biegu jest odcinek z Fullhorn do Schynige Platte (2076 m n.p.m.), gdzie można swobodnie biec przez niemalże 10 km. Potem techniczny zbieg do Burglauenen (895 m n.p.m.) i znak 45 km. Ostatnie 6 km bez żadnych utrudnień poza stromym podejściem przed samą metą. Ogólnie, bieg był w miarę szybki i widoki niesamowite. Na pokonanie trasy potrzebowałam 8 godzin i 6 minut. Ukończyłam trail na 107 miejscu (600 startujących). Wśród pań zajęłam 15 lokatę, a wśród panów w mojej grupie wiekowej - 29. Czy jeszcze wrócimy? Czas pokaże…”




Uma:
„Słoń wystartowała punktualnie, a my zeszłyśmy do naszego apartamentu po mój plecaczek i poszłyśmy na stację. Pociąg do Burglauenen odjechał z iście szwajcarską punktualnością o 7:19, by kilkanaście minut później roztworzyć swe drzwi nieopodal linii startu.
Punktualnie o 8:05 wystartowała pierwsza fala, a 10 minut później – my.
Pogoda śliczna. Ciepło, ale nie gorąco. Kawałek asfaltem i, siup!, pod górę, gdyż mapka profilu trasy kaziała 22 km pod górę na 2250 m n.p.m.
Choć nietypowe (nie było tzw. szybkiego startu), założenie było proste: „Langsam, langsam aber sicher.”  Wtedy, dosłownie na ostatnich 150-200 metrach 22-kilometrowego podejścia, Bozia interweniowiała:
- Usiądź.
Usiadłam.
- Powiedz mi, czemu tak się nabijasz ze Słonisi i Słonika? Myślisz, że to ładnie tak? Posiedź sobie i pomyśl.
Tak sobie siedziałam na głazie dobrą chwilę, serce waliło, puls szalał, a mijający mnie E35-cy zapytywali czy wszystko OK. 
To, że życie pisze różne scenariusze, wie każdy.
O dziwo, do 30 km był gaz. Obrzeża Grindelwaldu. Zanosiło się na minimalnie powyżej 6 godzin, a tu nagle, zamiast do centrum, trasa odbija w bok i wije się z powrotem pod górę do lasu.
Może kilometr później – powtórka z rozrywki:
- Znajdź sobie wygodny głaz. Musimy porozmawiać.
A tu głazów jak na lekarstwo. Każdy krok zdaje się kilometrem. W końcu:
- Pamiętasz, o co cię pytałam?
Siedzę. Z bukłaczka piję wodę, z flasków – izotoniki, z butelki – colę. Oaza.
- Mój pierwszy raz - nieuduchowiona myślę sobie...
Już więcej nie rozmawiałyśmy.
Potem jeszcze kilka podbiegów w lesie i ostatni kilkusetmetrowy, zabójczo zniechęcający, tuż przed metą.
Meta. Tuż przed 15:00. Kilka minut po Słoniu. Czas: 6 godzin i 41 minut.
Wrażenia ogólne: bardzo dobra organizacja, świetne oznakowanie trasy, szwajcarska punktualność,
śliczne widoki, pouczające pogawędki…”


A o 16:13 nastąpiło oberwanie chmury.

Regeneracja poszła świetnie. Po paru piwkach i burgerach udaliśmy się na fajny koncert zespołu grającego klasyki światowego rocka. Zmrok już zapadł. Scena usytuowana była przy samiutkiej mecie. Bieg kończyli uczestnicy E101, a na dużym ekranie prezentowano migawki z piątkowych i sobotnich biegów. Potem jeszcze z balkonu obserwowaliśmy lampki zawodników przemieszczających się w ciemności w poprzek stoku i lesie (tym samym, w którym Bozia kilka godzin wcześniej przemówiła do Umichy) północnej ściany Eigeru. Lampki kończyły E101. Widok ów przywodził na myśl ostatnie nocne podejście Słonika w Chamonix A.D. 2017. A było tak: „Minęła północ. Niebo upstrzone było gwiazdami, a zygzag ścieżki kilkaset metrów wzwyż rozświetlały setki czołówek, w tym i słoniowa.”


W niedzielę rześko wstaliśmy i, pomimo że trochę mżyło, żwawo zebraliśmy się, by postanowić, by wykorzystać dzień, by rozruszać nogi easy hikiem z Interlaken na szczyt Harder Kulm. Większość osób wjeżdżała nań kolejką, a my twardo parliśmy pod górę. Dotarliśmy po niemalże półtora godzinie, ździebko spociwszy się w temperaturze dochodzącej 30 stopni.

Prawa strona zdjęcia zmodyfikowana przy pomocy photoshopa

Pokonawszy oweż 750 m przewyższenia pionowego, Słonisia stwierdziła, że: „Nawet nie było tak źle.” A ledwie wypowiedziawszy OWEŻ SŁOWA, Uczestnictwo w Przyszłorocznym E35 Wykluło się w Jej Głowie.

Potem godzinka w dół do samochodu i, niestety, trzeba było wracać do Niemiec...