Monday 17 November 2014

Moskwa Parks (2) - 2014/11

Moskwa - najbardziej zaludnione miasto w Europie z 15mln i zarazem najbardzej zielone bo 40% to parki i lasy. Na papierze ta zielonosc wyglada lepiej, w rzeczywistosci sa wielkie polacie zieleni otoczone mnostwem wysokich wiezowcow. To powiedziawszy parki same w sobie sa imponujace.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Park Gorkiego (pelna nazwa to Glowny Park Kultury i Wypoczynku im. Maxima Gorkiego) - najbardziej popularny park Moskwy zalozony w 1820 roku przez znanego tutejszego architekta Konstantina Mielnikova. Po upadku komunizmu zamieniony zostal w centrum rozrywki, pojawily sie wesole miasteczko, diabelskie mlyny, budki z jedzeniem, Ale przez ostanie pare lat postanowiono przywrocil parkowi dawny czar. Dzis to bardzo sportowy park, wieczoram pelno tam biegaczy, klas na swiezym powietrzu, mlodziezy jezdzacych na wrotkach. Jest pare przyjemnych restauracyjek - przyjemne miejsce na poranna przebiezke lub wieczorna kolacje,


----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Sokolniki nazwa wywodzi sie od polowan z sokolami, popularnej formy rozrywki w czasach carskich. Zalozony zostal przez ojca cara Piotra Wielkiego, zagozalego zwolenninka polowan z sokolami. To typowy moskiewski park - labirynt alejek przez sosnowy las, wesole miasteczko dla dzieci i mnostwo budek sprzedajacych pieczone pierozki.centrum i polnocna czesc parku pozostala dzika i porosnieta glownie klonami i debami, ktore sa typowe dla okolic Moskwy.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Park Pobiedy (Zwyciestwa) otwarty50 lat od zakonczeniy II wojny Swiatowej (tu zwana Wielka Wojna Ojczyzniana a okres jej trawania uznaje sie 1941-1945 czyli liczy sie ja od ataku Hitlera na Rosje and nie od 1939).

Wszystko tu przemyslane i symboliczne. Posrodku placu znajduje sie 141,9 metrowy obelisk (1419 dni trwala wojna). Na szczycie stoi bogini zwyciestwa Nike a na bokach obeliska wygrawerowane sa daty bitw,

Za placem potezne muzeum poswiecone Wojnie Ojczyznianej (II wojnie Swiatowej).



Park jest potezny i imponujacy. Dluga aleja „Lata wojny” (ros. „Годы войны”) prowadzi do Placu Zwyciestwa, gdzie znajduje sie 1418 fontann umieszczonych na 5 poziomach- liczba nie jest przypadkowa,kazda fontanna symbolizuje 1 dzien wojny a kazdy poziom symbolizuje rok trwania wojny.



I to nie wszystkie atrakcje parku. Pod golym niebem jest spora ekspozycja czolgow, wyrzutni rakiet i wagony kolejowe z dzialami armatnimi.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Izmaylovo to ciekawy kompleks skladajacy sie z parku, rynku i Malego Kremlina.

Park jest typowy, podobnie jak Sokolniki - las z alejkami, budkami z jedzeniem, malym wesolym miasteczkiem i malym jeziorkiem bedacym punktem glownym parku.
kawalki lodu na zamarznietym jeziorku w Imaylovo
Rynek dla turystow szukajacych pamiatek i wielbicieli antykow. Turysci moga tu kupic po bardziej rozsadnej cenie matroszki i inne pamiatki albo zaopatrzyc sie w porzadna czapke uszatke na zime. Ku naszemu zdziwieniu byl duzy wybor skor wilkow i niedzwiedzich. Szczegolne wrazenie zrobila na nas oczy wilka - zielone jakies takie przeszywajace. 
A czesci z antykami wygladala imponujaco ale niestety nie znamy sie na tyle by ocenic autentycznosc przedawanych tam starych ikon i pamiatek z wojny.



Maly Kremlin orgynalnie zbudowany jako kompleks weselny w stylu sredniowiecznej Moskwy (budowe zakonczono w 2007). Obecnie oprocz kompleksu weselnego jest otwartym museum dla dzieci i wesolym miasteczkiem. Na terenie Kremlina znajduje sie museum wodki - czescia zwiedzania jest probowanie :) ora muzeum chleba.
Z daleka wyglada znacznie bardziej imponujaco niz z bliska.


Zima nadchozi - zamiast chodzic po parkach trzeba bedzie zaczac zwiedza muzea bo cieplej.

Tuesday 23 September 2014

Moskwa (1) - 2014/09


Wszystko toczy sie tak szybko ostatnio, że nie ma nawet czasu zastanowić się nad tym co się dzieje. 
Miesiąc temu jeszcze podróżowaliśmy po USA. Od tego czasu tyle sie zdarzyło, Nasz naczelny redaktor Umicha wrócił do szkoły uczyć dzieci a my od 3 tygodni osiedlamy się w Moskwie. Poniższy blog z pewnością nie spełni wymoów ex-redaktora Umichy i zdjęcia nie spotkają się z jego aprobatą ależ cóż niestety nie każdy urodził sie z polotem do pisania.

Trochę cieżko jest nam sie przestawić to mieszkania w 15 milionowej Moskwie. Plac Czerwony jest imponujący ale Moskwa jako miasto nie robi na nas zbyt pozytywnego wrażenia jak do tej pory - jest sporo parków i sporo betonu egzystujacego obok siebie ale niestety nie zawsze w harmoni. Jak do tej pory skupialiśmy sie na szukaniu dachu nad głową i nie miesliśmy za dużo czasu pozwiedzać ani porzadnych zdjęc. Ale w weekend byliśmy w centrum handlowym, których tu wiele, i byliśmy zaskoczeni szeroką selekcja brand europejskich oraz ładną prezentacją - to jakby 2 rózne światy - na zewnątrz betonowa w środku luksusowa (ceny troche droższe niż w Londynie i trochę tańsze niz w Niemczech).
Katedra Św Bazyliego w Moskwie na placu czerwonym - robi wrażenie, wygląda jak na filmach z bajek Disneya
Nadrzeże rzeki Moskwy tuż pod Kremlem
Centrum to mixtura starej i nowej zabudowy. Szukając mieszkania do wynajęcia mieliśmy okazje odwiedzić dość sporo apartamentów. Zadziwiający był fakt, że stare bydynki nawet jak sa odnowione z zewnątrz to klatki schodowe mają bardzo obskurne. Wystrój i wykończenie co niektórych apartamentów był dla nasz jakby to powiedzieć dyplomatycznie dość "szokujący" zważywszy na bardzo wysoką cenę nawet jak na warunki europejskie. Poza tym należy dodać, że Moskwa nie należy do miast tanich, jest droga. 
niedaleko pracy - ładna cerkiew otoczona wieżowcami
w drodze do pracy - ceny paliwa 3 PLN za litr
W Moskwie drogi pod względem nawierzchni są nie najgorsze ale rzekomo jak sie tylko wyjedzie z miasta to stan dróg się momentalnie pogarsza - jeszcze nie testowaliśmy. Wiele dróg jest jednokierunkowych. Siemio lub pięcio pasmówki to standard ale co nas najbardziej zdziwiło to robienie zwrotów na tych wielopoasmówkach - gdyż pozwolenie na skręt w lewo jest tu rzadki. Moskwa ma 3 wielkie obwodnice i przecięcie ich nie jest łatwe - my jadąc do pracy musimy nadrabiać 2km, zrobic u-skręt po czym wrócić 2km by skręcić w lewo. Jezdzi się tu bardzo agresywnie i pojęcie "wpuszczenia kogoś" nie instenieje u moskwianinow. Za skręt w miejscu niedozwolonym grozi kara pozbawienia prawa jazdy na 4 do 6 miesięcy. Czekamy na dzień by dojechać i wrócic z pracy i nie być świadkiem jakiejś stluczki aczkolwiek przy tutajszej agresji na drogach jest to mało prawdopodobne.
A - nasze mieszkanie B - nasza praca (14km, 30min rano, 40-50 wieczorem)
Moskwa to czyste miasto, drogi i chodniki są myte pare razy dziennie. I jest to bardzo bardzo wkurzające szczególnie jak sie ma sportowe buty, ktore wsysają wode bo od razu całe nogi są mokre. 


w sobotnie popołudnie pod ikea, korki spore ale drogi trzeba umyć wiec wszystkie samochody wloką sie za zmywarkami
Co sobotę o 9 rano w Parku Gorkiego (wielki park jakieś 20min na piechotę od nas) dbywają się parkowe biegi na 5km. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu park tętni życiem wieczorami nawet w środku tygodnia - są tam lekcje tańca na świezym powietrzu, różne grupy ćwiczące na świeżym powietrzu, jeżdżą na rolkach no i restauracje w parku nie są najgorsze.
sobotni poranny bieg w parku Gorkiego (oczywiście drogi zostały umyte przed więc było mokro i ślisko)
21 wrzesnia w Moskwie odbyl sie II Moskieski Maraton połączony z biegiem na 10km. Słon startował na 10km i mimo wolnego czasu i  40 miejsca dostał parę nowych pomarańczowych boostow - ohhhh jak sie cieszył.
Slonia nagroda - dawno już nic nie sprawiło takiej radości
Drogi podczas maratonu były zamknięte, były barierki no i aby mię absolutną pewność że samochody nie przecisną się była tez blokada z cieżarówe zaparkowanych w poprzek drogi
Odnosnie restauracji - jest tu dość fajna sieć restauracji ukraińskich "Taras Bulba" z wyszywankami na stołach, kelnerami w ludowych strojach i wielkim wyborem pierogów ale nie są tak dobre jak te bytowskie, więc jakbyście kiedyś jechali w te strony to prosimy o przywiezienie smacznych pierogów (chyba że do tego czasu znajdziemy tu). Poza tym sushi jest tu niesamowicie popularne - japonśkie restauracji jest więcej niż pizzerii.

 To by było na tyle naszych pierwszych wrażeń z Moskwy - następnym razem postaramy się zrobić lepsze zdjęcia i trochę bardziej popracować nad tekstem.

Thursday 21 August 2014

Sequoia National Park - 2014/08

Dzień 22

Pagórki Sierry ustąpiły miejsca równinom, a troje bohaterów niniejszego bloga zjeżdżała z gór na równiny nizin. Drzewa ustępowały miejsca trawie i ogromnym sadom, a wielohektarowe sady okalały autostradę 140. Z eteru płynęło country, a oni znajdowali się na wysokości 226 stóp, by skręcić w lewo i udać się w kierunku Sequoia National Park. Było raptem kilka minut po godzinie dziesiątej, temperatura przekroczyła 100 F, a w Kalifornii ponownie świeciło słońce.

Do SNP prowadzą raptem dwie drogi i to wyłącznie od strony zachodniej. Po nocy spędzonej w Maricosie, trójka bohaterów niniejszego bloga udała się na południe ku Fresno i dalej ku parkowi narodowemu, poświęcając tym samym blisko trzy godziny swojej młodości. Świetnie obrazuje to ogrom podjętych 'wyrzeczeń' po to tylko, aby doświadczyć swojej małości i znikomości w obliczu gigantycznych sekwoi.
Im wyżej wjeżdżał czarny nissan kierując się ku Kings Canyon National Park i wspomnianemu już Sequoia National Park, tym temperatura była niższa. Czemu nagle mowa tu o Kings Canyon National Park? Powód jest prosty – oba parki są ze sobą połączone. Po przejechaniu bramy wjazdowej drogowskaz nakazywał skręt w lewo do KCNP, a w prawo – do SNP. Czasu nie mieliśmy wiele, więc pojechaliśmy obejrzeć jedynie sekwoje. Zachmurzyło się, temperatura spadła do 63 F (niecałych 18 C), a w porównaniu z Yosemite na drodze i w parku panowały ‘pustki’ w rodzaju Mammoth Lakes.
Rozpoczęliśmy od przestudiowania ekspozycji w Giant Tree Museum, mającej na celu przybliżenie podstawowych faktów dotyczących sekwoi i samego parku. A oto kilkanaście z nich:
·        SNP założony został w 1890 roku i jest drugim (po Yellowstone) najstarszym parkiem narodowym w USA
·        13000 stóp (3962 metry) dzieli najniżej i najwyżej położone w SNP punkty
·   Mount Whitney (14 505 stóp n.p.m. – 4421 metrów n.p.m.) znajduje się na terenie parku i jest on najwyższym szczytem w kontynentalnej części USA
·        5000-7500 stóp n.p.m. to wysokości, na których rosną sekwoje
·        sekwoja wieczniezielona i mamutowiec olbrzymi określane są w języku angielskim nazwą zbiorową redwood
·        sekwoja różni się od drzewa redwood (mamutowca) tym, że jest wyższa, ale ma mniejszą średnicę pnia
·        dzisiejsze sekwoje osiągają wysokość 95 metrów, a ich średnica dochodzi do 10 metrów
·       sekwoje mają bardzo rozległy system korzeniowy, który znajduje się jednakże bardzo płytko pod ziemią, a niewielka weń ingerencja może spowodować przewrócenie się drzew (ingerencją może być chociażby utworzenie ścieżki asfaltowej w pobliżu drzewa)
·       sekwoje lubią ogień – ich drewno jest trudnopalne, a brak runa leśnego powoduje, że płytko umiejscowiony system korzeniowy ‘pompuje’ do pnia więcej wody; pracownicy parku wywołują więc kontrolowane pożary, które pomagają redwoodom rosnąć
·     korona młodej sekwoi ma kształt stożka, który wzrasta maksymalnie ku górze, a gdy sekwoja owa już wyższa niż drzewa ją otaczające, korona zaokrągla się, a dolne gałęzie usychają
·        grubość kory dochodzi do dwóch stóp (ok. 60 cm)
·        wiek sekwoi szacuje się na 2000-3500 lat
·        wiele drzew w SNP nosi imiona po generałach amerykańskich, co ma symbolizować ich dokonania
·        GenerałSherman jest największym drzewem na świecie pod względem masy pnia, i choć są wyższe drzewa, to właśnie pień GS ma ‘najwięcej drewna w drewnie’
·        inną ciekawostką tyczącą się GS jest to, że jego górna część odłamała się, ale mimo to, miąższność pnia nie spada
·        trudno sekwojom zrobić dobre zdjęcie, gdyż nie mieszczą się one w kadrze.
Generał Sherman

Po wyjściu z Giant Tree Museum, przeszliśmy dwoma niedługimi szlakami Big Tree Walk oraz Congress Trail, wypiliśmy kawę i tą samą drogą którą przyjechaliśmy wyjechaliśmy z SNP. 

Pomimo późnego popołudnia temperatura podniosła się do 97 F, a chmury zostały w za nami. Czarny nissan minął skrzyżownie upamiętniające tragiczny wypadek Jamesa Deana i pomknął ku wybrzeżu pośród bezkresnych ranch, by swój bieg tego dnia zakończyć na parkingu pod naprędce znalezionym hotelem w Paso Rables

Słonisia, Słonik i Umicha wciąż nie skazywali się na bezczynność. W tę ciepłą kalifornijską noc ze smakiem zjedli pizzę przyrządzoną tak jakoś po meksykańsku, kubki smakowe wystawili na działanie chilijskiego wina, a ciała swe piękne i młode wystawili na działanie bulgoczącej wody pod niebem pełnym okien do innych światów…

Tuesday 19 August 2014

Sierra Nevada - Ancient Bristlecone Pine Forest - Bishop - Mammoth Lakes - Yosemite - 2014/08

Dzień 19

Dolina Śmierci jest najsuchszym miejscem w Ameryce. Dzieje się tak, gdyż otaczające je góry nie pozwalają dotrzeć nad nią chmurom deszczowym. Dziwnym więc doświadczeniem po kilkunastu dniach upałów był padający deszcz i raptem ciepły niedzielny poranek. Byliśmy po drugiej stronie gór Paramint o kilkadziesiąt minut jazdy od Death Valley, a wrażenie gorąca tam doświadczonego jak i parnej nocy żywo kontrastowały z panującymi aktualnie warunkami pogodowymi.
Posiliwszy się obficie, wyruszyliśmy z Paramint Springs. Na dystansie pierwszych 12 mil z wysokości 567 metrów n.p.m. przemieściliśmy się na wysokość 1600 m.n.p.m. Mżyło, a my jechaliśmy pustkowiami Sierra Nevady mijając od czasu do czasu małe miasteczka będące miasteczkami tylko z nazwy. Zawierały one co prawda w swojej nazwie town (miasteczko), ale owe miasteczka były najczęściej skupiskami kilkunastu czy kilkudziesięciu budynków i jeśli by te miejscowości nazwać, wieś jest tu zdecydowanie bardziej adekwatnym słowem.
Jechaliśmy, a widok rozpościerający się dookoła był dość hipnotyczny. Wielokilometrowe odcinki prostej drogi, kamieniste równiny porośnięte niewysoką roślinnością, zbocza górskie, szarość chmur deszczowych, szereg słupów energetycznych powiązanych ze sobą kablami, niczym niewolnicy skuci łańcuchami czy karawana wielbłądów, łączył horyzont za z horyzontem przed nami.
Dwa dni temu Mama Scorupa podczas obiadu w japońskiej restauracji była zdziwiona faktem, że można chcieć z własnej woli jechać do Death Valley i w ogóle w jakiekolwiek odludzie. Warto, aby docenić komfort życia codziennego osiągniętemu dzięki postępowi cywilizacyjnemu. Warto, aby od owej cywilizacji uciec w miejsca gdzie nie ma zasięgu, internetu, prądu. Po to, żeby pokontemplować krajobraz, zwolnić, nabrać dystansu.
Jechaliśmy więc Highway 190, potem Highway 168, w radio grało country, a my zbliżaliśmy się do Ancient Bristlecone Pine Forest. W Big Pine skręciliśmy w prawo, a droga zaczęła się piąć stromo w górę. Gdy zaparkowaliśmy samochód przed Visitor Center byliśmy na wysokości 3091 m.n.p.m., padał rzęsisty deszcz, temperatura spadła do 43̊ F (7̊ C), podnóża gór opatulone były chmurami, a siedzący na przednim fotelu pasażera Słonik ociekał potem po tej 24-milowej przejażdżce. Po kilku minutach spędzonych na oglądaniu ekspozycji i zbieraniu ulotek udaliśmy się pędem do samochodu i zjechaliśmy w dół do Big Pine. Po co więc trzeba było nam tam wjeżdżać, tracić czas i paliwo?
Ancient Bristlecone Pine Forest (Starodawny Las Sosnowy Szyszki Ościstej) jest miejscem, w którym rosną najstarsze rośliny świata sosny bristlecone. Ich wiek szacuje się na 4000 lat i nie można powiedzieć o nich, że prezencją przypominają sekwoje. Ich karłowatość, pokrzywione pnie i poskręcane gałęzie ilustrują wieki walki o przetrwanie. Tym, co uderza od pierwszej chwili, to intensywny zapach lasu iglastego, a woń malutkich szyszek, niczym perfumów, trwa na skórze dłoni długie godziny.
Następny przystanek miał miejsce w Bishop – niewielkim miasteczku oddalonym o kilkadziesiąt mil od Big Pine. W ramach spotkań pierwszego stopnia z kulturą amerykańską poszliśmy do piekarnio-kawiarni chlubiącej się ponad stuletnią tradycją. Założona została ona przez holenderskich imigrantów i funkcjonuje z powodzeniem będąc prowadzoną przez kolejne pokolenia. Oblężenie, którego byliśmy świadkami w to deszczowe niedzielne popołudnie przypominało pierwszy dzień wyprzedaży bożonarodzeniowych w Londynie. Ścisk, przepychanie się, ilości pieczywa i ciast nabywanych przez klientów, ‘walka’ o parking i stoliki były dość niespodziewaną 'atrakcją'. Zwyczajowe excuse me zostało zastąpione wolnoamerykanką. Co się tyczy piekarnio-kawiarni, jest ona bardzo ładnie urządzonym miejscem, a obcowanie z półkami pełnymi różnego typu wypiekami jest przyjemnym doświadczeniem. Zapach chleba, bułek i ciast tworzył atmosferę bezpieczeństwa, a woreczki mąki wystawione na sprzedaż niejako zachęcały do działań piekarskich po powrocie do domu.
Nie do domu jednak jechaliśmy, ale do Mammoth Lakes, gdzie Słonik zrobił pyszną sałatkę na kolację w kolejnym pięknym apartamencie znalezionym przez Słonisię…

Dzień 20

John Muir twierdził, że ‘Going to the mountains is going home’ (‘Udać się w góry to tak, jak jechać do domu’). Mammoth Lakes (Mamucie Jeziora) jest miasteczkiem położonym na wysokości 2402 m.n.p.m. i przyciąga rzesze wielbicieli sportów zimowych. Z kolei w miesiącach letnich wiele osób przyjeżdża tu trenować, gdyż, jak to Słonik określił, wysokość nad poziomem morza i warunki sprzyjają zbudowaniu formy. I tak też było. Wiele osób w różnym wieku biegało czy jeździło rowerami, a rozrzedzone powietrze sprawiało, że zwykła aktywność ruchowa zdawała się o wiele bardziej męcząca niż na terenach nizinnych (opinia Umichy).
Lonely Planet określa ML jako nudnawe miejsce pełne domków górskich, ale pozwolimy sobie nie zgodzić się z tą opinią. Istotnie jest tam sporo domków do wynajęcia i kampingów, ale całość jest ładnie wkomponowana w otaczające pasma górskie i współgra z kolorystyką przyrody. Liczne lasy zachęcają do wędrówek, a szlaki wiodą do jezior 'schowanych' na różnych wysokościach.
Zaczęliśmy od malowniczego czterokilometrowego Horseshoe Walk, wiodącego wokół małego jeziora. Szlaki tam opatrzone są informacjami ostrzegającymi, że stężenie CO2 w powietrzu oraz rozrzedzone powietrze mogą wywoływać uczucie osłabienia, a las miejscami obumiera z powodu nadmiaru dwutlenku węgla wydobywajcego się spod powierzchni ziemi, którego to ilość jest tak duża, że drzewa nie radzą sobie z jego przetwarzaniem.
Drugim szlakiem, któremu stawiliśmy czoła, był ów prowadzący do Crystal Lake. Dzień był pochmurny, a ścieżka wiodła przez las w górę. Widoczność nie była najlepsza, ale spacer skałami wokół jeziora był okey. Pojedyncze osoby mijane na szlaku nie zakłócały ciszy i spokoju bycia na łonie natury.
Popołudnie spędziliśmy w Mammoth Lakes, gdzie to światem ‘wstrząsnęła’ wiadomość następującej treści: Słonik stał się dumnym właścicielem butów amerykańskiej marki hoka. Grube podeszwy mają zapewniać lepszą amortyzację, a jak wiadomo jest to kwestią niezwykłej wagi, gdyż Achilles miał kłopot z piętą, a Słonik z Achillesami. Teraz problemów tej natury ma Słonik mieć mniej.
Wieczór spędziliśmy w naszym lokum. Było chłodnawo i pochmurnie, więc Umicha rozpaliła w kominku, Słonisia zajęła się logistyką pobytu na Zachodnim Wybrzeżu, a Słonik przygotował sałatkę z krewetkami. Tę sałatkę wszyscy troje będą długo pamiętać z pewnej przyczyny, o której ze względów natury dżentelmeńsko-estetycznej rozpisywać się tutaj nie będziemy…

Dzień 21

Uwielbienie Johna Muira do bycia na łonie natury jest w USA pamiętane pomimo faktu, że w tym roku minie dokładnie 100 lat od momentu jego śmierci. Spuścizna literacka ilustruje podziw tego botanika, geodety i inżyniera dla świata naturalnego. Muir uważany jest za jednego z ojców chrzestnych ruchów proekologicznych, a jego pojmowanie egzystencji ludzkiej w zgodzie i harmonii ze środowiskiem naturalnym brzmi nader aktualnie w obliczu zniszczeń poczynionych przez przemysł oraz inną działalność ludzką. Wiele miejsc w Stanach Zjednoczonych nazwane jest jego imieniem, w tym John Muir Trail będący ponad dwustumilowym szlakiem w Kalifornii przebiegającym przez parki narodowe Yosemite, Kings Canyon i Sequoia.
To właśnie Yosemite było następnym miejscem, do którego mapa i dżi-pi-es zawiodły Słonisię, Słonika i Umichę. Ów park narodowy położony na zachodnich zboczach Sierra Nevada przyciąga tłumy turystów z całego świata. Jadąc z Mammoth Lakes można było zaobserwować wzmożony ruch na drodze, znalezienie skrawka pobocza by zatrzymać się w celu zrobienia zdjęcia było zadaniem niełatwym, a zaparkowanie w Yosemite Valley zajęło blisko pół godziny. Ustronność i spokój Mammoth Lakes zastąpione zostały tysiącami ludzi przejeżdżającymi przez Yosemite bądź spędzającymi tam wakacje. Ogrom przyrody sprawia jednak, że te potoki ludzkie zdają się być rzędami mrówek. Gigantyczne granitowe urwiska, monumentalne głazy i dominujące sekwoje tworzą malownicze kombinacje, a wyobraźnia podpowiada jedynie, co czuł Muir i jemu współcześni obcując z dziewiczością przyrody 150 lat temu. 
Yosemite bez ludzi, a z całą rozmaitością fauny i flory musiało sprawiać wrażenie nieograniczonej potęgi Boga. Ogromne drzewa i liliputy wyrastające na skałach są najłatwiej zauważalnym kontrastem, gdyż możliwym do zaobserwowania przez okrągły rok.
Z kolei najwyższy wodospad Ameryki Północnej Yosemite (739 metrów) w środku lata jest jedynie strużką wody spadającą w przepaść, ale gdy topnieją śniegi, zmienia się rwącą rzekę. Podobnie sytuacja ma się z Mirror Lake, które o tej porze roku jest raptem wielką kałużą, podczas gdy w okresie 'mokrzejszym' jest jeziorem, w którym niczym w zwierciadle przeglądają się otaczające je szczyty.

Po południu słońce pokonało chmury, a my zmierzaliśmy ku naszemu czarnemu batmobilowi nissan. Całe rodziny mijały nas na rowerach, wiele osób spacerowało bądź opalało się, cedry imponowały niesłychanie długimi igłami, a redwoody i sekwoje – wielkością.
Była siódma wieczorem, a termometr pokazywał 87 F. Droga z parku wiodła wzdłuż rzeki między dwoma gigantycznymi stokami. Gęsty las i ogromne głazy pokryte porostami mieniły się żółcią, czerwienią i brązem. Po lewej stronie zawieszony księżyc obserwował Yosemite. Słońce zbliżało się do horyzontu – oślepiało. Jechaliśmy na zachód…

Sunday 10 August 2014

Death Valley - 2014/08

Dzień 18

Grzech sobotniej nocy sprawił, że Słonisia, Słonik i Umicha nie wstali skoro świt nastał. Nie byli też zbyt kreatywni i opuściwszy Tuscany Hotel skierowali się w kierunku sprawdzonego dnia poprzedniego Hash House A Go Go. I tym razem podziwiali gofry z kurczakiem jedynie organoleptycznie, sami racząc się Umicha – hashem, a Słonisia i Słonik – flapjackami. I wtedy zdażyło się coś, co z jakichś powodów rozbawiło flapjackożerców do łez. Tak to wspominają:
Pani przyniosła styropianowy kontener i reklamówkę, by zabrać niezjedzone flapjacki. Nasz mądry nauczyciel wsadził flapjacki do reklamówki, a potem wsadził reklamówkę do kontenera. Czemu na odwrót? Do tej pory nie wiemy, ale spakowany lunch nie wyglądał apetycznie. Aczkolwiek nauczycielowi to nie przeszkadzało i lunch wciągnął. My, ile razy nie popatrzeliśmy się na kontener, nie mogliśmy się powstrzymać od śmiechu.

Niebo było zachmurzone, ale temperatura dochodziła do 100 F. Minąwszy ostatni dom w Vegas, pomknęli oni swoim czarnym nissanem autostradą 160 na spotkanie Doliny Śmierci. 

Death Valley jest parkiem narodowym położonym na Pustyni Mojave przy granicy Nevady z Kalifornią. Jest ona też miejscem pod wieloma względami ‘naj-’ bądź też ‘trudno (drugie takie) znaleźć’:
  • NAJsuchsze miejsce Ameryki – około 5 cm/m² opadów rocznie
  • TRUDNO ZNALEŹĆ gorętsze miejsce na Ziemi – średnia roczna temperatura zdarza się wynosić 33 C
  • NAJwyższa zanotowana temperatura w historii – 134 F (56,7 C) 10 lipca 1913 roku
  • NAJwiększa depresja w Ameryce Północnej – 282 stopy poniżej poziomu morza (86 metrów p.p.m.)
  • NAJwiększy ‘dysonans wysokościowy’ – najniżej położony punkt dzieli od najwyższego szczytu w kontynentalnej części USA Mt. Whitney (14 505 stóp n.p.m. – 4 421 metrów n.p.m.) raptem 85 mil (137 km)
  • TRUDNO ZNALEŹĆ tam wodę, a rzeki mają charakter okresowy
  • TRUDNO ZNALEŹĆ tam drzewa, więc TRUDNO ZNALEŹĆ tam cień.
Temperatura rosła, a wysokość nad poziomem morza spadała. Klimatyzacja w samochodzie nie wyrabiała, a termometr pokazywał 122 F, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności niebo było zachmurzone. Za oknami równinę depresji okalały góry, a odcienie szarości, brązu i burości sprawiały, że krajobraz zdawał się ilustrować wizje planety po wojnie atomowej. Nie dziwi więc fakt, że w 1977 roku George Lucas przybył tu kręcić ‘Gwiezdne Wojny’.

Podziwiając ów post-nuklearny pejzaż, po minięciu Zabriskie Point dotarł nasz czarny batmobil do Devil’s Golf Course (Pole Golfowe Diabła). Solny gruz zastępował tam trawę, a wszystko dookoła mówiło, że ktokolwiek zdecyduje się stawić czoła temu miejscu, stoi na przegranej pozycji.

Kilkanaście kilometrów dalej i metrów niżej położone jest niewielkie jezioro Badwater. Nazwa wzięła się stąd, że muły nie chciały pić z niego wody z powodu jej ogromnego zasolenia. To właśnie stąd wyrusza ultramaraton, którego metą jest Mt. Whitney. Trasa liczy 217 kilometrów, a do jej pokonania śmiałkowie potrzebują od 23 do 47 godzin przy temperaturze sięgającej 130 F.
Na nas dość silne powiewy wiatru przy temperaturze 120 F sprawiały wrażenie wejścia do sauny, a odczucia 4000 metrów wyżej przy ogromnym zmęczeniu i temperaturze o kilkadziesiąt stopni Celsjusza niższej muszą przypominać te, które były nieszczęśliwym udziałem zesłańców podczas katorżniczej pracy na Syberii.
Po krótkich postojach w Furnace Creek i Stovepipe Wells oraz przy wydmach na Mesquite Flat, batmobile dotarł do Panamint Springs, będącym skupiskiem kilku budynków, przyczep oraz namiotów wokół stacji paliw. Tam właśnie Słonisia zaplanowała nocleg.

Z racji odizolowania (a więc braku świateł miast), Dolina Śmierci i pustkowia ją otaczające znane są z doskonałych warunków do obserwacji gwiazd. Gdy z jakiejś przyczyny przed 23:oo zabrakło prądu i zapanowała całkowita ciemność, zmysł wzroku stał się bezużyteczny, słyszalne były szmery zwykle tłumione hałasem cywilizacyjnym, a czerń nieba stała się bliższa. I w tej to czerni z wolna zaczęły migotać gwiazdy, czyli jak mawiali starożytni, okna do innych światów…
Zabriskie Point
Devil's Golf Course (Pole Golfowe Diabła)
Mesquite Flats
Mesquite Flats