W tym roku razem z 12.5 tys ludzi "pelna entuzjazmu" (hmmm przestachu) pojawilam sie w Hyde Park.
Jak przystalo na "prawdziwego" sportowca przed biegiem byla rozgrzewka pod czujnym okiem mojego trenera
Jak w powiedzeniu - kto z kim przystaje takim sie staje; jak widac na ponizszym zdjeciu jestem uzalezniona od GPS, ktory mi podaje tetno, predkosc, dystans przymierzony (tak jak Michal, az wierzyc mi sie nie chcialo, jak mi pokazal na zdjeciach, ze na kazdym km automatycznie sprawdzalam)
Pora isc na start, odwrotu nie ma
Na mecie, z trenerem i moim fan clubem Michalem.
5 km minelo w miare szybko (w 31min Michal/Daniel prawie by mnie zdublowali) ale nie chodzi o czas. Liczy sie wziecie udzialu, zrobienie czekos innego i utwierdzenie sie w przekonaniu, ze jak sie uslyszy przerazajace slowa "ma Pani/Pan raka" to bedzie sie mialo dosc sily by walczyc. Mnostwo zawodnikow mialo na koszulce dedykacje dla tych co wyszli zwyciestwo lub zostali pokonani wiec bylo to rozproszeniem i 5km minelo w miare szybko.
Nie jest to typowy wyscig - Nie startuje sie w nim by ustanowic zyciowke; mnostwo uczestnikow przechodzi caly dystans nie biega.
Mam wielka nadzieje, ze kiedys sie zbierzemy i wszyscy razem wezmiemy udzial a potem bedziemy mieli wielki piknik w parku. Zobaczymy czy rzeczywiscie uda mi sie to zorganizowac ale sprobuje (biuro podrozy "Slon")
No comments:
Post a Comment