Brodate figowce, czyli Barbados.
Im właśnie zawdzięcza nazwę jedna z podrównikowych wysp Małych Antyli. Ten
niewielki skrawek lądu wespół z pozostałymi wyspami oddzielają Morze Karaibskie
od Atlantyku.
Czymże jest Barbados dla
przybyłego tu Europejczyka?
Niewielką wysepką (36 km
x 23 km), która przestała być kolonią brytyjską 30 XI 1966 r., raptem kilka
miesięcy po triumfie Anglii w Mistrzostwach Świata w piłce nożnej.
Dowiaduje się, że pierwsi koloniści angielscy osiedli na zachodnim wybrzeżu wyspy w Holetown w 1627 r. Tam założone zostały pierwsze plantacje, zbudowano pierwsze fortyfikacje, wzniesiono stojący do dnia dzisiejszego kościół św. Jakuba (St. James Parish Church) i rezydował pierwszy gubernator Jego Królewskiej Mości. Rezydował niedługo. Gubernatorzy zmieniali się co kilka miesięcy, a szósty z nich, Sir William Tufton, oskarżony o zdradę stanu, dokonał żywota rozstrzelany roku pańskiego 1631.
Wie, że w 1637 r. sprowadzono na Barbados trzcinę
cukrową, a wraz z nią pojawiły się rzesze niewolników z Afryki. Politycznie –
wyspa cieszyła się sporą autonomią, geograficznie – chroniona była przez
naturalną zaporę raf koralowych i stanowiła pierwszą oazę lądu stałego na
drodze z Europy, by w rezultacie rozkwitnąć ekonomicznie.
Informuje się go, że rok 1833 jest istotnym na linii
czasu Imperium Brytyjskiego. Parlament w Londynie przegłosował wtedy zniesienie
niewolnictwa (The Slavery Abolition Act 1833), a ustawa weszła w życie w roku
następnym, czyli o ponad 30 lat wcześniej niż miało to miejsce w USA.
Upamiętnia to pomnik Bussy (przywódcy powstania niewolników) na skrzyżowaniu
„autostrad” ABC i 5.
Pomnik Errola Waltona Barrowa wita go w stolicy Bridgetown i ogłasza, że rok 1966 przyniósł Barbadosowi niepodległość, choć do dnia dzisiejszego pozostaje on członkiem Wspólnoty Narodów (Commonwealth Realm). Głową państwa jest Elżbieta II, gubernatorem generalnym – Elliot Belgrave, a premierem – Freundel Stuart. Hymn państwowy “In Plenty and In Time of Need” (“W obfitości i potrzebie”) jest pieśnią dumy, nadziei i wiary, że natchnieni Bogiem Barbadyjczycy zbudują sobie świetlaną przyszłość. Już sam fakt, że na liście pozarządowej agencji Transparency International badającej poziom korupcji na świecie Barbados o pozycję niżej niż Polska i Portugalia, ukazuje rozwiew pomiędzy tym niewielkim państwem a innymi krajami postkolonialnymi w Ameryce, Afryce czy Azji.
Krzyże na piersiach rodowitych mieszkańców komunikują wagę religii, a chusty na głowach
kobiet, trójkolorowe berety wypuszczające spod swych obrzeży dredy, fryzura i
wąsik alias płw. Indyjski dowodzą różnorodności wyznaniowej. Religijnie
dominującą większością są członkowie kościoła anglikańskiego, ale niemalże
300-tysięczna populacja wyspa ma w swym gronie wyznawców innych odłamów
protestantyzmu, katolików, muzułmanów, hinduistów, bahaistów, żydów, buddystów,
spirytualistów, czy też agnostyków i ateistów, a powszechnie odczuwane
życzliwość i przyjazność proszą o przeszczepienie na wszystkie szerokości i
długości geograficzne.
Między kościołem a Beverly Hills |
Klimat podrównikowy nie zdumiewa przyjezdnych. Miało
być ciepło i jest ciepło. Średnie miesięczne temperatury wahają się w
przedziale 21-31°C i promują ściśle letnie sposoby
rekreacji. Plaża, kąpiele słoneczne, kąpiele oceaniczne i basenowe, nurkowanie,
surfing, skutery i narty wodne, kąpielówki i kostiumy kąpielowe kładą nacisk na
fizyczny aspekt egzystencji. Przybysz z krain charakteryzujących się
chłodniejszą aurą nie zawsze jest gotowy na zderzenie z żywiołowością i
decybelami Barbadyjczyków.
Opady potrafią być zmorą podróżujących. Pora
deszczowa przypada na okres od czerwca do listopada, a bujność swą zieleń
niejednokrotnie zawdzięcza regularnej irygacji i zabiegom pielęgnacyjnym.
Skoszona trawa tępymi brzytwami źdźbeł pobudza naczynia krwionośne bosych stóp,
a bramkarzy przymusza do zakładania spodni dresowych. Zielone małpy używają
niezwykle długich ogonów celem fikania po mahoniowcach, baobabach,
tamaryndowcach, bananowcach, cedrzykach wonnych, puchowcach. Gąszcz drzew i
krzaków przeszywają żywe „małpie bomby”, a mężom niejednokrotnie zdarza się
postawić leżak małżonki pod palmą kokosową.
Green monkey na zielonym leżaku |
Niewidoczne na zdjęciu specjalne leżaki dla żon |
Ptaszki są przyjazne. Psy w Polsce bez smyczy każą
się przechodniom zastanowić czy aby na pewno przechodzień chce przejść tędy,
którędy przejść zamierzał. Psy w Anglii są przyjacielskie i albo zostawiają
ludzi w spokoju, albo się do nich łaszą. Ptaszki w Barbadosie są w ten drugi
deseń. Podfruwają, skubną okruszek, wlecą do bungalowu, wylecą zeń, przycupną
na stole, pazurkami poszarpią ręcznik, zostawią kupkę…
Przybysze traktowani są bardzo przyjaźnie, bez
nachalności charakteryzującej kraje „biedniejsze”. Kierowcy przepuszczają
pieszych, ustępują pierwszeństwa, oferują „podwózkę”. Standardowa opłata za
przejazd autobusem bądź minibusem wynosi 2 dolary barbadoskie, czyli 1 dolara
amerykańskiego. Na całej wyspie przyjmowane są obie waluty, ale reszta wydawana
jest w „barbejdos dolars”. Wynajem
samochodu jest dość kosztowny, a dróg nie ma zbyt wiele, więc transport publiczny
bądź taksówki wydają się być najrozsądniejszą opcją. Co więcej, nie ma kłopotu
z wyznaczeniem kierowcy. A pokusy czyhają.
Najczęściej reklamowanym trunkiem jest produkowane
lokalnie piwo banks. I tu się generalnie wybór kończy. Można natknąć się na
produkowane w Trynidad i Tobago stagi czy irlandzkie guinnessy, ale porównując
z przemysłem browarniczym w Polsce to tak, jakby porównywać wina wytrawne z
Polski i argentyńskiej Mendozy.
Przeciwwagę stanowi rum, którego zarówno
etymologia, jak i sam proces produkcji nie są do końca jednoznaczne. Możliwe,
że nazwa wywodzi się od ostatniej sylaby
łacińskiego słowa cukier – saccharum. Możliwe, że od holenderskiego roemer– kubki (szklanki), ponieważ
holenderscy marynarze szklanki o dużej pojemności nazywali rummers. Możliwe, że od romańskiego rum –
mocny, krzepki. Możliwe, że od angielskiego rum, które slangu znaczy
tumult, zgiełk, wrzawa, zamieszanie.
Z destylarni Mount Gay wychodzi się w dobrym humorze - można dokonać degustacji nieograniczonej ilości rumu |
A propos procesu powstawania, drożdże i wodę dodaje się do składnika podstawowego
(melasy lub soku z trzciny cukrowej) w celu rozpoczęcia procesu fermentacji. Następnie
dokonuje się jedno- lub dwukrotnej destylacji, celem eliminacji osadu ciecz schładzana
jest do temperatury -10°C, by ostatecznie trafić co najmniej na rok do beczek.
Drewno beczki stanowi istotny element procesu, gdyż ma wpływ na barwę, smak i
aromat. Na sam koniec dojrzałe destylaty są mieszane i dopiero wtedy płyn
trafia do butelek. Kiedy dokładnie? Ano, jak mawia master blender („mistrz
mieszania”) Allen Smith „it’s ready
when it’s ready, not before”, czyli rum jest gotowy do spożycia, gdy jest
gotowy, nie wcześniej. Mały sekret rumu polega na tym, że kilkuletni rum może
być lepszy niż kilkunastoletnia whisky, a ów sekret kilkaset lat temu przypadkiem
odkryli marynarze, których kubki smakowe poinformowały, że rum po przepłynięciu
Atlantyku smakuje znacznie lepiej.
Eclipse jest
flagowym produktem tej słynnej destylarni. Nazwa trunku ma także swoją małą
historię: zaczęto go produkować w 1910 roku – roku, w którym nastąpiło
całkowite zaćmienie słońca (stąd nazwa: eclipse – ang. zaćmienie). Ten rum –
wciąż wytwarzany według ponad 100-letniej receptury – jest odpowiednio
skomponowaną mieszanką wszystkich destylatów produkowanych przez Mount Gay,
łącznie z tymi najstarszymi. Dzięki temu, jego smak jest bardzo zbalansowany –
łączy zarówno nuty kwiatowe i owocowe, jak i akcenty korzenne i dymne,
pochodzące z użycia dębowej beczki. Jest nieco słodkawy i zdecydowanie łagodny,
przez co można go nie tylko łączyć w drinkach, ale również pić samodzielnie. Polecamy ten barbadoski specjał, ponieważ to, po pierwsze, świetny rum:) i, po drugie, kawał historii, który umożliwia poczuć
smak i ducha Karaibów XVIII stulecia.
Mount Gay jest najbardziej znaną wytwórnia rumu na wyspie i jednocześnie marką rozpoznawalną na całym świecie. BLACK BARREL, XO i 1703 podpisane są przez master blendera Allena Smitha
|
Posiliwszy się, turysta uda się w kierunku basenu
bądź plaży, mając nadzieję na orzeźwienie, jakie może mu przynieść woda, bryza
i… poncz. Zanurzy się czasem po kolana, czasem po pas, czasem po szyję w
przejrzystej, lazurowej wodzie. Zdarzy mu się założyć maskę do pływania i
pokontemplować rafy. Czasem dostrzeże żółwia i postara się doń podpłynąć, gdy
ten nie ulegnie perswazji i sam nie podpłynie. Może też być tak, że schowany za okularami
przeciwsłonecznymi, leżąc na leżaku pod parasolem przyśnie, odda się
rozmyślaniom lub ulegnie hipnotycznej mocy linii horyzontu…
Przyciągające celebrytów z całego świata Sandy Lane jest najbardziej ekskluzywnym kurortem na Barbados. Właśnie tam znajduje się warta ok. 20 mln dolarów rezydencja Rihanny |
Przyszła niedziela i stał się cud. Horyzont wypluł
słońce na nieboskłon, więc Michał i Roman pobiegli znaleźć krater, przez który
to się stało. Nie znaleźli. Postanowili więc, że tak czy owak pójdą i
podziękują za ten dar. Wzięli Olę i udali się do kościoła zielonoświątkowców
(Pentecostal Church of God). Forma nabożeństwa jest tu o wiele swobodniejsza
niż w kościele katolickim, a tablica przy wejściu podkreśla, że każdy jest mile
widziany wewnątrz. Przybyli jednoczą się w modlitwie, śpiewie i tańcu.
Akompaniament żywych instrumentów (gitara elektryczna, klawisze, perkusja i
instrumenty perkusyjne), przyklejone potem do ciał ubrania, drżąca od tupotu
stóp podłoga ów niewielki barak przemieniły w miejsce, gdzie Duch Święty ma
przemówić ustami wiernych. Gdy Ola, Michał i Roman weszli, członkowie
kongregacji śpiewali właśnie „We’re Marching to Zion” („Zdążamy do Syjonu”). Tytułowy
Syjon używany jest w odniesieniu do Ziemi Obiecanej, gdzie Bóg będzie mieszkał
z wiernymi. Ola dzielnie wyśpiewywała
kolejne pieśni z księgi psalmów i hymnów, Michał pląsał, a Roman kontemplował.
Czy Ziemią Obiecaną można nazwać Beverly Hills? Z
pewnością. Otóż BH na wyspie Barbados znajduje się w Holetown w połowie drogi
między kościołem zielonoświątkowym a All Seasons Europa, wizualnie stylizowane
jest na kalifornijski oryginał, choć wielkością mu zdecydowanie ustępuje, ale
dla głodnego Michała w porze lunchu zdało się rajem. Wielkość posiłku
odbiegała od standardów amerykańskich, ale kubki smakowe zostały mile
połechtane i czarna dziura przełyku chwilowo zatkana.
Gdyby polecać część wyspy na kilkudniowy pobyt, Holetown może być pierwszym wyborem. Uliczki odchodzą od głównej drogi łączącej Bridgetown z północą wyspy, bungalowy i ogródki są zadbane, drogi okalają kwitnące drzewa i krzaki, jest supermarket i są kafejki, a przede wszystkim piaszczyste plaże, spokojny ocean, brak komarów i horyzont połykający wielką kulę ognia w magiczny sposób. No i jest jeszcze przychodnia…
Gdyby polecać część wyspy na kilkudniowy pobyt, Holetown może być pierwszym wyborem. Uliczki odchodzą od głównej drogi łączącej Bridgetown z północą wyspy, bungalowy i ogródki są zadbane, drogi okalają kwitnące drzewa i krzaki, jest supermarket i są kafejki, a przede wszystkim piaszczyste plaże, spokojny ocean, brak komarów i horyzont połykający wielką kulę ognia w magiczny sposób. No i jest jeszcze przychodnia…
Butiki Holetown pomiędzy Beverly Hills i przychodnią, w której miała miejsce... |
Wschodnia część wyspy nie jest tak turystyczna i „ukurorcona”. Plaże są mniej liczne, wody zdradliwe, a insekty potrafią być nie lada utrapieniem. Pewnego poranka Michał zapuścił się w poprzek wyspy w poszukiwaniu krateru przez który horyzont wypluwa słońce. Pokonawszy ponad 20 km pagórkowatej przestrzeni, wypiwszy niebieskiego pałerejda, stał odziany jedynie w spodenki i adiki z niesprawnym telefonem w ręku i zastanawiał się, jak wrócić do Holetown. Brak koszulki dyskwalifikował możliwość wzięcia autobusu, taksówki nie jeździły, a pomimo wczesnej pory termometr wskazywał powyżej 30°C. Znalazł się na tym pustkowiu dobry samarytanin, które za 10 barbejdos dolars przetransportował roznegliżowanego Michasia na drugą stronę wyspy, co później określi bohater tej krótkiej historii mianem „najlepiej wydanych pieniędzy do tej pory na Barbados”.
Na joggingu w poprzek wyspy |
Innego dnia Ola i Michał udali się z St.
Lawrence Bay do Batsheby. Mówią, że wschodnie wybrzeże przypominało im
australijską Great Ocean Road i choć „ciężko było dojechać, ładne skały tam
są”. Tak ładne, że Ola ma nową tapetę na ajfonie.
Nowa tapeta w ajfonie |
Stolicą Barbados jest Bridgetown. Stolicą jest z
nazwy. Uliczki nie są ani reprezentacyjne, ani klimatyczne, ani urokliwe. Domy są
obdrapane i brudne, a niektóre posesje czasy świetności mają za sobą.
W centrum znajduje się Plac Niepodległości z pomnikiem Ojca Niepodległości Errola Waltona Barrowa, po drugiej stronie kanału – siedziba parlamentu, a zaraz obok tętniący i buzujący stacjo-bazar, atmosferą zupełnie odmienny od urokliwego Holetown.
W centrum znajduje się Plac Niepodległości z pomnikiem Ojca Niepodległości Errola Waltona Barrowa, po drugiej stronie kanału – siedziba parlamentu, a zaraz obok tętniący i buzujący stacjo-bazar, atmosferą zupełnie odmienny od urokliwego Holetown.
Gmach parlamentu |
Stacjo-bazar |
Magistrala łącząca Bridgetown i St. Lawrence Gap |
Zaletą mieszkania w oddalonym o pół godziny od Bridgetown St. Lawrence Gap jest
niewątpliwie hotelowy balkon z widokiem na zwieńczony magnetyczną linią horyzontu
Atlantyk. To też plaża i basen, jak również sklep Philippe’a po drugiej stronie
ulicy oferujący 3 banksy za 10 barbejdos dolars. Jest tu też wiele knajpek i barów
oferujących smaczną strawę i zacne trunki przy karaibskich dźwiękach.
Co więcej, St. Lawrence Bay położone jest o kilka minut jazdy od Oistins, którego Fry Fish Fridays uznawane są za jedną z największych atrakcji wyspy. W piątkowe wieczory „lokalsi” oraz turyści zapełniają ów targ rybny, gdzie mogą skosztować rozmaitych gatunków ryb. Jest tłoczno, jest głośno, jest tanecznie, jest… niekameralnie, ale jest po barbadosku. Osoby szukające ciszy nie znajdą jej w piątki w Oistins, bo tu ludzie nie przestają jamming...
I tak minął tydzień na Karaibach - spokojnie i relaksująco, choć nie bezkolizyjnie...:)
No comments:
Post a Comment