Saturday, 20 June 2015

Bieszczady i Bieg Gochów - 2015/06


Po Rzeźniku zostaliśmy jeszcze parę dni by dojść do siebie i pochodzić po górach, bo tam razem jeszcze nie byliśmy.

Dzień po zawodach zaczął się leniwie - wstaliśmy później, zjedliśmy śniadanie, no ale jakoś nam tak nie szło nic nie robienie więc postanowiliśmy pójść z Jawornika do Starego Jawornika, a potem do Komańczy i wrócić po samochód do Jawornika, zjeść lunch, a potem pojechać do Cisnej na zakończenie zawodów. Plan był dobry, pogoda była super, chłopaki chodzili jakby mieli nogi z drewna, co napawało mnie nadzieją, że może tym razem nie będę za mocno odstawała od czołówki (czyli takiego typu latarki co to górnicy w kopalni i rzeźnicy używają).

Stary Jawornik to wieś, która padła ofiarą akcji “Wisła”, jej mieszkańcy zostali wysiedleni na północ, a wieś - zniszczona. Dziś pozostał tam tylko krzyż oraz mały cmentarz z nową kaplicą. Fundamenty starych domów są już niewidoczne, a gdzie kiedyś stały domy domyślać się można tylko na podstawie zdziczałych starych drzew owocowych, które kiedyś rosły w przydomowych sadach.





No niestety z naszą orientacja nie było najlepiej tego dnia i zamiast krótkiej przechadzki mającej się skończyć pod klasztorem w Komańczy, musieliśmy się przeprawić przez małą rzeczkę i wyszliśmy w Czystogarbie. Zatrzymanie stopa też nam nie wyszło, więc przeszliśmy asfaltem 5km do Komańczy, gdzie nagrodą był postój na zimne piwo na stacji CPN.






Cerkiew w Komańczy
spaliła się w 2006 roku, ale została odbudowana
Zajęło jeszcze dobrą chwilę nim wreszcie dotarliśmy do centrum Komańczy, ale ku naszej mini-choć-niekoniecznie-rozpaczy do auta mieliśmy jeszcze 4km, a Słoń “padł”, bo nie zjadł lunchu. Tym razem Umicha wykazała wielką inicjatywę, zagadała do jakiś turystów wsiadających do auta, którzy podwieźli ją do naszego samochodu, a ja ze Słoniem usadowiliśmy w jedynej pubo-restauracji otwartej w Komańczy. Były jeszcze dwa stoliki zajmowane przez uczestników Rzeźnika, a jednym z nich był gościu ze Szczecina, który przywrócił Umę do życia dając mu żel na podejściu pod Caryńską.



Nasz wspaniały plan w tym momencie był już odległa historią, gdyż jak zajechaliśmy do Cisnej, to kończyli zwijać imprezę. Poszliśmy do fajnej knajpy “Łemkowyna” na obiad i miło spędziliśmy resztę popołudnia.




Niedziela – pobudka, pakowanie i trzeba Umę odwieść do Sanoka na autobus. Wyjeżdżając z Komańczy zajechaliśmy zobaczyć klasztor sióstr nazaretanek, w którym to przez rok internowany był kardynał Wyszyński. Potem zrobiliśmy krótki postój przy cerkwi w Szczawnym (niestety tylko 7 rodzin należy do parafii, a młodzi wyjechali zagranicę).

 
Cerkiew w Szczawnym


Po odstawieniu Umy pojechaliśmy nad Solinę,
popływaliśmy godzinkę rowerem wodnym po zalewie, a wieczorem dojechaliśmy do Ustrzyk Górnych, gdzie postanowiliśmy stworzyć bazę wypadową na następne parę dni. 
Poniedziałek zaczęliśmy spokojnie i poszliśmy na szlak Wołosate - Tarnica - Szeroki Wierch - Ustrzyki Górne. Potem przyjemnie przesiedzieliśmy popołudnie jedząc bojkowskie i łemkowskie specjały słuchając kołomyjek w małej knajpce w Ustrzykach.







Na wtorek mieliśmy bardziej ambitny plan - Michał dochodził do siebie po Rzeźniku więc zaczynał go roznosić nadmiar energii. Poszliśmy na szlak Wielka Rawka - Krzemieniec - Mała Rawka - Połonina Caryńska - Ustrzyki Górne. Niby tylko 21km, ale zeszło nam się prawie 8 godzin i gdy schodziliśmy do Ustrzyk, zaczynało powoli szarzeć.

Krzemieniec - punkt, gdzie schodzą się granice Polski, Ukrainy i Słowacji




To było koniec naszych przygód w Bieszczadach. Pora się było pakować i ruszyć na północ z krótkim postojem w Sandomierzu.

"Marysia" funclub
Chłopaki nie mieli wyboru tylko dobrze się zaprezentować



W sobotę w Bytowie był XXXV Bieg Gochów - chłopaki po tygodniu odpoczynku postanowili uczestniczyć w półmaratonie (czego to się nie robi dla paru punktów w rankingu klubowym).
Relacja Słonia:
Startowalem w nim trzeci raz pod rząd. W tym roku bieg odbył się przy temperaturach dochodzących do 30C, co dało się we znaki. Okazało się, że tydzień na dojście do siebie po ukończeniu 78km Rzeźnika to niewiele czasu, i podczas biegu to się czuło. Pierwsza pętla jeszcze nieźle - w granicach poniżej 43 minut, no ale na drugiej nogi odmawiały posłuszeństwa i dwóch zawodników mnie wyprzedziło...

Słoń zajął 11 miejsce - 1:27:58
Uma zajęła 44 miejsce - 1:39:31
Bieg ukończyło 206 zawodników






No comments: