Po Rzeźniku zostaliśmy jeszcze parę dni by dojść do siebie i
pochodzić po górach, bo tam razem jeszcze nie byliśmy.
Dzień po zawodach zaczął się leniwie - wstaliśmy później,
zjedliśmy śniadanie, no ale jakoś nam tak nie szło nic nie robienie więc
postanowiliśmy pójść z Jawornika do Starego Jawornika, a potem do Komańczy i wrócić po samochód do Jawornika, zjeść lunch, a potem
pojechać do Cisnej na zakończenie zawodów. Plan był dobry, pogoda była super,
chłopaki chodzili jakby mieli nogi z drewna, co napawało mnie nadzieją, że może tym razem nie będę za mocno odstawała od czołówki (czyli takiego typu latarki co to górnicy w kopalni i rzeźnicy używają).
Stary Jawornik to wieś, która padła ofiarą akcji “Wisła”, jej mieszkańcy zostali wysiedleni na północ, a wieś - zniszczona. Dziś
pozostał tam tylko krzyż oraz mały cmentarz z nową kaplicą. Fundamenty starych domów są
już niewidoczne, a gdzie kiedyś stały domy domyślać się można tylko na podstawie
zdziczałych starych drzew owocowych, które kiedyś rosły w przydomowych sadach.
Cerkiew w Komańczy spaliła się w 2006 roku, ale została odbudowana |
Nasz wspaniały plan w tym momencie był już odległa historią, gdyż
jak zajechaliśmy do Cisnej, to kończyli zwijać imprezę.
Poszliśmy do fajnej knajpy “Łemkowyna” na obiad i miło spędziliśmy resztę popołudnia.
Niedziela – pobudka, pakowanie i trzeba Umę odwieść do Sanoka na autobus. Wyjeżdżając z Komańczy zajechaliśmy zobaczyć klasztor sióstr nazaretanek, w którym to przez rok internowany był kardynał Wyszyński. Potem zrobiliśmy krótki postój przy cerkwi w Szczawnym (niestety tylko 7 rodzin należy do parafii, a młodzi wyjechali zagranicę).
Po odstawieniu Umy pojechaliśmy nad Solinę,
popływaliśmy godzinkę rowerem wodnym po zalewie, a wieczorem dojechaliśmy do Ustrzyk Górnych, gdzie postanowiliśmy stworzyć bazę wypadową na następne parę dni.
Poniedziałek zaczęliśmy spokojnie i poszliśmy na szlak Wołosate - Tarnica - Szeroki Wierch - Ustrzyki Górne. Potem przyjemnie przesiedzieliśmy popołudnie jedząc bojkowskie i łemkowskie specjały słuchając kołomyjek w małej knajpce w Ustrzykach.
Na wtorek mieliśmy bardziej ambitny plan - Michał dochodził do siebie po Rzeźniku więc zaczynał go roznosić nadmiar energii. Poszliśmy na szlak Wielka Rawka - Krzemieniec - Mała Rawka - Połonina Caryńska - Ustrzyki Górne. Niby tylko 21km, ale zeszło nam się prawie 8 godzin i gdy schodziliśmy do Ustrzyk, zaczynało powoli szarzeć.
Krzemieniec - punkt, gdzie schodzą się granice Polski, Ukrainy i Słowacji |
To było koniec naszych przygód w Bieszczadach. Pora się było pakować i ruszyć na północ z krótkim postojem w Sandomierzu.
"Marysia" funclub Chłopaki nie mieli wyboru tylko dobrze się zaprezentować |
W sobotę w Bytowie był XXXV Bieg Gochów - chłopaki po tygodniu odpoczynku postanowili uczestniczyć w półmaratonie (czego to się nie robi dla paru punktów w rankingu klubowym).
Relacja Słonia:
Startowalem w nim trzeci raz pod rząd. W tym roku bieg odbył się przy temperaturach dochodzących do 30C, co dało się we znaki. Okazało się, że tydzień na dojście do siebie po ukończeniu 78km Rzeźnika to niewiele czasu, i podczas biegu to się czuło. Pierwsza pętla jeszcze nieźle - w granicach poniżej 43 minut, no ale na drugiej nogi odmawiały posłuszeństwa i dwóch zawodników mnie wyprzedziło...
Słoń zajął 11 miejsce - 1:27:58
Uma zajęła 44 miejsce - 1:39:31
Bieg ukończyło 206 zawodników
No comments:
Post a Comment