Sunday, 13 July 2014

Nocny Ride - 2014/07

Sobota zapowiadala sie dobrze i leniwie dopoki o 11 godzinie Orestowi zachcialo sie zmienic jungle w ogrod a jak po pol godziny entuzjazm go nie opuszczal a nam wyrzuty sumienia zaczely sie pojawiac wiec dolaczylismy do ekipy ogrodowej. I tak produkujac worek chwastow za workiem minelo nam wiekszosc soboty.

Wreszcie po poludniu Orest po poldniowej walce z jungla padl z wycieczenia i wszystko wskazywalo ze jak nie mielismy leniwego ranka to moze choc wieczor bedzie leniwy ale nie bylo nam to pisane - Michal wpadl na pomysl ze jest nocny rajd rowerowy z Londynu do Brigthon i powinninsmy go zrobic - bo przeciez nie bedziemy sie w TV patrzec caly wieczor. I tak to energetyczny Michal pojechal odstawic samochod na mete w Brigthon a nam przykazal zrobic kolacje i byc gotowym (wiedzial co robi ewakujac sie z domu bo by musial suchac naszych marudzen i przerazenia jak zobaczylismy prognoze pogody - ma padac caly czas)
.
Dzielnie wsiedlismy w pociag o 22:47 ubrani w odblaskowe ciuszki i ruszylismy pod Tower Bridge zapisac sie na rajd.

Wystartowalismy chwile po polnocy, ruch na ulicach byl dosc spory mimo poznej godziny. Pierwsza stacja postojowa byla na 15 mili (22km) i byla na gorze naszej ulicy - wrocenie do domu do lozeczka bylo bardzo necace ale oparlismy sie pokusie i pedalowalismy dalej.
Przed 6 rano dotarlismy do szarego deszczowego Brigthon - padac zaczelo dopiero na ostatnich 10km wiec pogoda dopisala (przynajmniej wg nas bo oczekiwalismy ze bedzie padac tak porzadnie od samego poczatku).
Zadowoleni ze skonczylismy - kazdy na swoj sposob - my z kaczuszka ze dojechalismy a Slon ze juz nie musi na nas tyle czekac. Oglnie chlopaki przejechali by pewnie szybciej jakby nie czekali tyle na mnie tyle ale coz - jakby mnie zostawili to by im tyle rzeczy do roboty wokol domu znalazla ze woleli nie ryzykowac mojej zemsty i cierpliwie czekac.

W nagrode dostalismy po medalu i ruszylismy na poszukiwanie fish & chips (no bo przeciez spalilismy wystarczajaco duzo kalorii by zjesc i nie miec wyrzutow sumienia). Jedzonko bylo przecietne ale nam nie przeszkadzalo - po siedzeniu tyle czasu na siodelko przyjemnie bylo usiasc na krzesle i zjesc cos innego niz zele.
 


Podsumowanie naszego rajdu:
------------------------------
dystanse:                             107km (65 mil)
czas od startu do finishu:      5:41 godz
czas jazdy:                           5:05 godz
kalorie spalone:                   3,500 km
lacznie pod gore                  1,197 m
srednia predkosc                 21.4 km/godz (liczac postoje 18.7 km/godz)

To by bylo na tyle - w srode ruszamy do USA na pare tygodni wiec jak jestescie ciekawi jak nam idzie to sprawdzajcie bloga od czasu do czasu.


No comments: