Monday, 28 July 2014

Page - Horseshoe Bend - Lake Powell - Antelope Canyon - Kanab - 2014/07

Dzień 11

Mówiąc kolokwialnie, tak to już jest, że wszystkiego się nie da. Gdyby poprzedniego dnia Słonisia nie przycisnęła gazu do dechy i nie pomknęlibyśmy drogą stanową 163 na północ, lecz na południe, dotarlibyśmy do Four Corners Monument, czyli jedynego miejsca w USA, w którym spotykają się granice czterech stanów: Utah, Arizony, Kolorado i Nowego Meksyku. Choć jest to jedynie symboliczny punkt, przyciąga on jednak gro turystów. Polskim odpowiednikiem Four Corners Monument może być Krzemieniec w Bieszczadach, gdzie schodzą się granice Polski, Ukrainy i Słowacji, czy też wieś Bolcie na Suwalszczyźnie, w obrębie której dokonuje się trójstyk granic Polski, Litwy i Rosji.

Świt zastał nas w niewielkim miasteczku Page w Arizonie przy tamie w Glen Canyon, zbudowanej na Colorado River, której źródła znajdują się w Górach Skalistych, by 2330 km dalej wpłynąć do Zatoki Kalifornijskiej. Kolorado przepływa przez 5 stanów w USA i Meksyk, a znajduje się na niej wiele elektrowni i sztucznych zbiorników wodnych. 

Symbolem jej mocy jest Wielki Kanion Kolorado, a malowniczości - Horseshoe Bend, którą to nazwę należy rozumieć jako skręt (rzekiJ) czy może lepiej zakole rzeki w kształcie podkowy końskiej, gdyż robi ona nawrót o 270̊. To piękne miejsce znajduje się o kilka minut jazdy z Page, a z parkingu wiedzie doń milowy szlak przypominający chodzenie po wydmach, na którego końcu z wysokości 300 metrów podziwiać można urokliwą rzekę Kolorado.

Choć przybyliśmy tam po śniadaniu, upał był już srogi. Okulary przeciwsłoneczne spełniały znów swoją podstawową funkcję, a dużej butli wody nie nieśliśmy z powodu kaca. 100̊F było faktem. A Horseshoe Bend? Grand and spectacular again!!!

Następnie wróciliśmy do Page i pojechaliśmy do Zapory Glen (Glen Canyon Dam), będącą potężną konstrukcją betonową w kształcie łuku. Jej konstrukcja trwała 8 lat, a została oddana ona do użytku w 1966 roku. 
100̊F było przeszłością. Temperatura podniosła się o kilka stopni, więc poszukaliśmy schronienia w ulokowanym przy tamie Visitor Center. Poczytawszy informacje o tamie, zrobiliśmy sobie test ‘What’s your dam IQ?’ Wyszło następująco: Umicha – 64, Słonik – 68.* Polegał ów test na sprawdzeniu wiedzy odnośnie tamy, a nazwa tegoż testu była grą słowną (dam – tama; damn – cholera, tutaj cholerne).

Ochłodziwszy się trochę w klimatyzowanym Visitor Center, pojechaliśmy wzdłuż Lake PowellNazwane zostało ono tak na cześć amerykańskiego geologa i podróżnika Johna Wesleya Powella. Kierował on ekspedycją, której jako pierwszej udało się przepłynąć Wielki Kanion Kolorado. Jezioro powstało w wyniku spiętrzenia rzeki i zalania Glen Canyon. Długość Lake Powell wynosi 299 km, maksymalna szerokość - 40 km, maksymalna głębokość - 170 m, a jego powierzchnia to 1627 km², co czyni je jednym z największych sztucznych zbiorników na świecie. Dziś Jezioro Powella jest popularnym centrum sportów wodnych. Nie było niestety, jak to mówi Słonisia, wow factor, czyli szału. Było tak gorąco, że na tym sztucznie stworzonym jeziorze nie chciało się nawet motorówkom

Za to następny punkt programu zrekompensował niedosyt, a był nim oddalony od zapory o kilka mil Antelope Canyon. Stojąc na powierzchni widać płaskie głazy pełne tlenku żelaza. W istocie, szczeliny między nimi tworzą kilkadziesiąt stóp niżej tajemne korytarze. Bez dwóch zdań, miało to wow factor.


Kanion Antylopy jest jednym z najczęściej fotografowanych kanionów na świecie, a powstał wskutek wymywania piaskowca przez powodzie błyskawiczne Jest on dostępny dostępny do zwiedzania tylko z przewodnikiem, a podzielony jest na dwie części. Lower Antelope Canyon, nazywany przez Indian Navajo Hazdistazí ("kamienne spiralne łuki"), znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Jeziora Powella i jest dłuższy niż górny kanion. Aby się doń dostać, niezbędnym jest pokonanie kilku stalowych drabin wiodących w dół. Wiązki światła pojawiające się w kanionie tworzą perfekcyjną scenerię do robienia zdjęć. Upper Antelope Canyon, czy też Tsé bighánílíní ("miejsce gdzie woda biegnie przez skały"), znajduje się na południe od Lower Antelope Canyon. Różnicą jest to, że aby go odwiedzić, należy podjechać samochodem wycieczkowym, co sprawia, że bilety są droższe. Drugą istotną różnicą jest to, że Upper Antelope Canyon znajduje się na jednym poziomie i nie wymaga wspinaczki. Głębokość tego kanionu sięga nieco ponad 30 metrów, a szerokość nie przekracza kilku metrów. Najkorzystniejsze światło do podziwiania feerii kolorów jest we wczesnych godzinach rannych.



Popołudnie spędziliśmy w naszym różowym apartamencie w Debbie’s Hideaway (Kryjówce Debbie), która to z pewnością przypadłaby do gustu największej na świecie wielbicielce koloru pink – Marysi.
Jak wiadomo, życie pisze różne scenariusze. Prawda miesza się z fikcją, mity urzeczywistniają się, śni się na jawie, chodzi we śnie… Stało się nie inaczej w sobotę 26 VII 2014 roku. Streścić można to krótko: Achilles miał słabą piętę, a Słonik – Achillesa. W rezultacie, Umicha musiała pójść pobiegać sama, a Słonik przygotował w międzyczasie bardzo dobre penne z krewetkami. A że życie pisze mnóstwo scenariuszy, po drugiej stronie ulicy zaczął się koncert country w Big John’s Texas BBQ. Panowie zaczęli od ‘Ring of Fire’ Johnny’ego Casha, a wykonali również tak znakomite kawałki jak ‘Red House’ Jimi Hendrixa czy ‘Johnny B. Good’ Chucka Berry’ego. Jednak zdaniem Umichy piosenką dnia była usłyszana w lokalnej radiostacji ‘Big Empty’ Stone Temple Pilots…

Dzień 12

Achilles miał słabą piętę, a Słonik – Achillesa. Z tego też powodu Umicha poszła potruchtać sama zarówno w sobotę wieczorem, jak i w niedzielę rano, a trasa jej nieodmiennie wiodła ulicami miasteczka Page w Arizonie, z których rozciągł się widok na Lake Powell. Nie trzeba wspominać, że za każdym razem termometr pokazywał 100̊F.

Pożegnawszy różowe apartamety Debbie’s Hideaway pomknęliśmy autostradą 89 ku Springdale. Nim tam jednak dotarliśmy, zrobiliśmy krótki postój w Visitor Center w Zaporze Glen, a Słonisi Dam IQ wyniosło tym razem 100*, a potem stanęliśmy na lunch w Kanab w Utah. 

Kanab jest niewielkim miasteczkiem, nazywanym przez jej mieszkańców Little Hollywood (Małym Hollywood), gdyż do lat 60-tych XX nakręcono tu wiele filmów (głównie westernów) z udziałem takich sław jak John Wayne, Frank Sinatra, Ronald Reagan, Anne Bancroft, Eli Wallach czy Clint Eastwood. Zatrzymywali się oni w głównie w Parry Lodge, którego to właściciele bracia Parry byli inicjatorami napływu filmowców z Hollywood. Hotelowe lobby i restaurację ozdabiają zdjęcia będące świadectwem owej złotej ery Little Hollywood z odręcznie napisanymi dedykacjami gwiazd…
Parry Lodge
Knajpka, którą odkrył Słonik ponownie dowiodła, że Lonely Planet powinno poważnie zastanowić się nad zatrudnieniem go w charakterze eksperta. Ciekawostką jest to, że z premedytacją nie zachowało się żadne jej zdjęcie, aby nie ułatwiać zadania autorom Lonely Planet...

* Wyniki podane są w procentach

No comments: