Dzień 13
Trójka bohaterów niniejszego
bloga wyjechała właśnie z Zion i kieruje się ku Bryce Canyon. Mija właśnie
czternasty dzień ich pobytu w Stanach, a w radio leci klasyczna ballada hair
metalu ‘Every Rose Has Its Torn’ grupy Poison. ‘No ale co z dniem trzynastym?’
zapytają uważni czytelnicy. ‘Nie było dnia trzynastego?’ ‘A może tak jak w
hotelach nie ma trzynastego piętra, tak nie było dnia trzynastego?’
Był. Słonisia, Słonik i Umicha
spędziły go Zion Canyon. A że życie
toczy się własnymi torami podług sobie znanych jedynie scenariuszy, bohaterowie
dnia trzynastego przeżyli pod koniec dnia dwunastego następującą przygodę:
mieli booking w hotelu, ale na 27 sierpnia, a nie lipca. Udało się jednak
sytuację szybko wyjaśnić i zostali zakwaterowani w pokoju z łazienką dla handicapped,
czyli upośledzonych. Nie jest pewnym czy ktoś nie próbował im czegoś
zakomunikować.
W tym momencie trzeba wziąć
pod rozwagę różnice między angielskim używanym w Wielkiej Brytanii i w Stanach.
Handicapped w Anglii będzie generalnie
słowem używanym do określenia osoby upośledzonej umysłowo, więc trzeba tutaj
uważać. Właściwszym będzie zastosowanie słówka disabled. Inne przykładowe różnice między British English i
American English, to restrooms
(dosłownie tłumacząc: pomieszczenia do odpoczynku) zamiast toilets
czy liqour store zamiast off-licence (sklep monopolowy).
Pogodziwszy się z faktem
bycia handicapped, Słonisia, Słonik i Umicha dzień trzynasty spędziliły chodząc
po Zion. Przejście kilku krótkich szlaków w jakiś niewyjaśniony sposób zajęło
czas do godziny 16.oo.
Zaczęliśmy od tłocznego Riverside Walk, a potem podeszliśmy do urokliwej
Weeping Rock (Łkającej Skały). Nazwa
tej ostatniej wzięła się od tego, że ze skały skapuje wilgoć. Dzieje się tak
dlatego, że wierzchnia warstwa plateau (płaskowyżu) jest przepuszczalna, a więc
deszcz może w nią wsiąknąć, a gdy woda dojdzie do warstwy nieprzepuszczalnej, spływa
nią ku bokom, aby ostatecznie zostać ‘wydaloną’ przez skałę i spadać turystom
na głowy.
Naciekawszym ze szlaków był ten wiodący do Emerald Pools (Szmaragdowych Sadzawek). Wił się on stokiem górskim pośród drzew i głazów. Był on troszkę trudniejszy, więc średnia mijanych osób nieco spadła, a dotarcie do każdej z trzech sadzawek nagradzał ożywczy chłód w cieniu drzew i kilkusetmetrowych bloków skalnych.
Kolację zjedliśmy w
sympatycznej restauracji Bit & Spur. Słonik, istota obdarzona ogromnym apetytem
na życie, po zjedzeniu steka z ćwierć krowy oznajmiła:
- Przeżarłam się.
Słońce już zaszło i był przyjemnie
ciepły wieczór, gdy Słonik i Umicha zanurzyły się w bulgoczącej wodzie.
Kilkanaście minut przed 22.oo basen i bulgocząca woda wyludniły się całkowicie,
a kilka minut później jedyną osobą, która mogłaby się tam wciąż utopić tego
dnia była Umicha. Gdy tak sobie płynęła koślawą żabką patrząc na gwiazdy
świecące się jak zwykle światłem odbitym, przyszła jej do głowy piosenka R.E.M.‘Nightswimming’. I tak nucąc w myślach ‘Nightswimming deserves a quiet night’
myślała sobie Umicha, że feralna trzynastka jest bzdurnym przesądem dobrym dla
ciołków w żółtych majtkach.
Myślała tak do czasu, gdyż życie
miało dla niej w zanadrzu jeszcze jeden scenariusz. Było przed 23.oo, gdy
Słonisia kategorycznym tonem, ni to warcząc ni to mówiąc, oznajmiła:
- Wyłączaj wszystko i idź spać, bo…
Dzień 14
Słonik miał sporo oczekiwań
względem tras rowerowych w Zion Canyon. Okazało się, że oferta była bardzo
uboga. Ekstremalny biking dało się znaleźć, ale coś bardziej dla amatorów
ograniczało się praktycznie do asfaltu. Stąd wyprawa do Bryce Canyon,
oddalonego od Springdale o niecałe dwie godziny jazdy. Aby tam się dostać,
musieliśmy przejechać kilkanaście mil bardzo malowniczą trasą przez Zion Canyon,
przejechać przez tunel Mt. Carmel o długości 1,1 mili oraz spojrzeć w prawo,
aby przyjrzeć się bizonom w Zion Buffallo Grill. I tak jadąc, milomierz pokazał
2000 od momentu wynajęcia samochodu na lotnisku w Mieście Aniołów dwa tygodnie
temu.
Powierzchnia Bryce Canyon National Park wynosi 145.000 km², a nazwa
pochodzi od mormońskiego pioniera Ebenezera Bryce’a, który osiedlił się tam z
rodziną w drugiej połowie XIX wieku. Zasłużył się on zakładaniem i wspieraniem
lokalnych społeczności, oraz wybudowaniem kilkukilometrowego kanału
irygacyjnego. Fakt, że był osobą powszechnie znaną sprawił, że do nazwy kanionu
przylgnęło na dobre nazwisko Bryce.
Podziwiając śliczne widoki, Słonisia, Słonik i Umicha
przemieścili się ‘rimem’ (krawędzią) kanionu z Bryce Point przez Inspiration
Point do Sunset Point.
W owej że chwili, stali się oni świadkami niesamowitego zjawiska meteorologicznego. Po lewej i prawej stronie przechodziły burze, niebo rozświetlały liczne błyskawice, a oni szli niczym Mojżesz przez Morze Czerwone.
Coś lub ktoś u góry najwidoczniej bał się warczenia.:)
Pokonawszy 'rimem' 3,6 kilometra, zeszli ścieżką do tego quasi kanionu. Quasi – gdyż nie przecina go rzeka, ale i tak to, co wyrzeźbiła tam natura można śmiało określić mianem grand and spectacular.
Gdy schodzili w dół, dogoniły ich deszcz i błyskawice. Błysk od grzmotu dzieliły sekundy, więc Słonisia, Słonik i Umicha byli niemalże w samych sercu ‘cyklonu’.
W tym właśnie momencie usłyszeli oni tętent koni, by za chwilę dostrzec szesnaścioro jeźdźców z wolna ich doganiających. W tym momencie huknęło tak, że Słonisia aż podskoczyła. Gdy już doszła do siebie rzekła:
- Te konie są naprawdę dobrze wytresowane. Nie boją się grzmotów.
- Ja też się nie boję – odparł Słonik.
- Bo jesteś głupi…
Wracając do Springdale, troje bohaterów niniejszego bloga zatrzymało się przy Buffalo Grill i zjadło bardzo dobry lunch w otoczeniu molestujących się nawzajem kaczuszek, prychających kucyków i puszystych kur. Nie wiedzieć czemu - bizony zniknęły.
Bizony na rancho koło restauracji widziane poprzedniego dnia w drodze do parku |
Przejechawszy po raz ostatni przez śliczny Zion Canyon dotarli nasi dzielni muszkieterzy do hotelu, by spędzić wieczór w basenie i bulgoczącej wodzie, wypatrując pojawiających się gwiazd i podziwiając księżyc w nowiu, by następnie odbyć na tarasie naradę wojenną z towarzyszem Malbeciem. I tak zaskoczyła ich północ. Przebieg narady objęty jest tajemnicą wojskową…
1 comment:
Wszystko super, zwłaszcza zdjęcia piękne, ale mam jedną, malutką uwagę (nie, żebym się czepiała): gwiazdy świecą światłem własnym (komety też), to planety, planetoidy i inne obiekty (jak nasz Księżyc) świecą światłem odbitym :)
No chyba, że US&A jest inaczej. Wtedy zwracam honor ;)
Post a Comment